"Odbieram zachowanie gen. Skrzypczaka jako gest rozpaczy. Świadomie poświęcił się dla swoich żołnierzy. Uważam, że generał był w pełni świadom, że on nie tylko ryzykuje, ale rezygnuje po prostu. Trudno sobie wyobrazić dalsze dowodzenie w tej sytuacji. On to musiał zrobić z pełną świadomością" - powiedział Stanisław Koziej w radiu TOK FM.
>>> Skrzypczak: Nie daruję kłamstwa Klichowi
Podkreślił, że problemy z jakimi borykają się polscy żołnierze wynikają z m.in. złej organizacji pracy ministerstwa obrony oraz niewydolnie pracującego Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.
"Do sztabu generalnego bardzo ciężko się dobijać. SG zaaferowany bieżącym dowodzeniem, marnie wywiązuje się ze swojej podstawowej funkcji jaką jest wieloletnie planowanie strategiczne" - podkreślił Koziej.
>>> Wdowa po kapitanie: Mąż sam kupował sprzęt
Dodał, że on także wielokrotnie krytykował błędy ministerstwa. I też bez skutku. "Byłem doradcą ministra Klicha, napisałem mu wiele memoriałów, które leżą w jego szufladzie do dzisiaj. Niestety moje propozycje nie były brane pod uwagę" - wyjaśnił.
Jeszcze wczoraj MON próbował wymusić na gen. Skrzypczaku dymisję za podważenie zasady cywilnej kontroli nad armią. Dowódca odmówił i oddał się do dyspozycji prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
>>> Przeczytaj wywiad z gen. Waldemarem Skrzypczakiem
A w rozmowie z DZIENNIKIEM stwierdził, że "jeszcze wszystkiego nie powiedział". "Jeżeli ktoś mi zarzuca, że kłamię, to tego nie daruję. Informowaliśmy przełożonych o brakach sprzętu. Trzy opasłe teczki leżą w archiwum Wojsk Lądowych. Pisma dotyczą śmigłowców, samolotów rozpoznawczych i innej broni. Pierwsze z nich nosi datę 15 października 2007 r. Pisma były powtarzane co kilka, kilkanaście tygodni".