Czerwiec 2007, szczyt Unii Europejskiej w Brukseli. Polski prezydent ostro negocjuje z Francuzami w sprawie tzw. Joaniny. Ma obok siebie tylko Annę Fotygę i Jana Tombińskiego. Ale żadne z nich nie doradza, by Lech Kaczyński domagał się otwarcie wpisania tego mechanizmu wprost do tekstu traktatu reformującego Wspólnotę. Szerpów - polskich urzędników pilnujących w Brukseli naszych interesów - nikt nie poprosił do rozmów. Francuzi postanowili to wykorzystać.
"Zostawili Joaninę tam, gdzie była wcześniej, czyli w niezobowiązującej deklaracji" - opowiada "Rzeczpospolitej" anonimowy polski dyplomata. Podobno po tym nieformalnym spotkaniu, już podczas obrad, wybuchł spór między prezydentem Francji a Lechem Kaczyńskim. A premier Jarosław Kaczyński tuż po szczycie mówił, że nas oszukano.
Jak to możliwe, że ówczesna szefowa polskiej dyplomacji i nasz przedstawiciel przy Unii nie potrafili dobrze doradzić Lechowi Kaczyńskiemu? "Tombiński zaledwie cztery miesiące wcześniej przestał być ambasadorem we Francji i z Unią nie miał wiele wspólnego, a minister Anna Fotyga do znawców unijnych mechanizmów również się nie zalicza" - komentuje anonimowy rozmówca z MSZ.
"Polskie władze postawiły na Francję, bo nie chciały kompromisu z Niemcami. I się przeliczyły" - ocenia jeden z polskich dyplomatów to, co wydarzyło się na szczycie w Brukseli.