"Nie jestem człowiekiem lękliwym. Jeśli chodzi o Niemcy, to jest nasz bardzo potężny sąsiad i partner, który - jak to bywa w Unii - racjonalnie zabiega o własne interesy" - tłumaczy Ludwik Dorn.

Reklama

Poseł zapewnia jednak, że orędzie prezydenta Lecha Kaczyńskiego wcale go nie przestraszyło. Dorn nie obawia się ani odwetu Niemców, ani gejów. Twierdzi nawet, że w całym sporze o ratyfikację traktaktu lizbońskiego chodzi o coś zupełnie innego.

"Istotą rzeczy jest zabezpieczenie mechanizmu z Joaniny. Bo o ile protokół brytyjski jest zabezpieczony traktatowo, to mechanizm z Joaniny może zostać zmieniony przez każdy szczyt Rady Europy" - podkreśła Ludwik Dorn.

Według posła, Unia z jednej strony jest światem przyjaznym, a z drugiej - niesłychanie brutalnym. "Są tam marchewki, marcheweczki i marchewy oraz baciki, baty oraz knuty. W tej chwili przecież jesteśmy duszeni przez Unię, jeśli chodzi o limity emisji CO2. Ja sobie wyobrażam, że polski rząd stanie przed wyborem - wycofajmy się z Joaniny w zamian za obietnicę - nawet dotrzymaną - zwiększenia limitów CO2" - mówi Dorn.

I ma nadzieję, że po świętach, po okresie refleksji, także Platforma dojdzie do wniosku, że w sprawie Joaniny chodzi o interesy każdego Polaka i każdego rządu. A wtedy, zdaniem Dorna, będzie możliwy kompromis w sprawie ratyfikacji unijnego traktatu.