Gilowska nie owija w bawełnę: albo pieniądze dla młodych matek, albo więcej grosza dla marnie zarabiających nauczycieli. Inaczej się nie da, bo przyszłoroczny budżet i tak jest dziurawy. Dlatego resort finansów śle pisma do Giertycha i każe wybierać.
A szef LPR-u się wścieka. Mówi, że nie tak umawiali się koalicjanci. "Nikt tego nie poprze" - jest pewny minister edukacji. I oskarża Gilowską, że zablokowała przepisy, dzięki którym nauczyciele mieli dostać podwyżki.
Bo pieniądze niby są, ale z ustawy nie wynika, na co dokładnie mają być wydane. Zamiast na podwyżki, mogą więc pójść na nagrody i odprawy.