Materiały ze śledztwa potwierdzają, że minister interweniował w centrum kryzysowym. Ale kilka dni później i w sprawie prądu. Gaz do jego domu dociera z innej sieci, a prowizoryczny gazociąg nie przebiegał nawet w jego pobliżu.

Prokuratorzy ustalili, że żółtą, ponad 1,5-kilometrową rurę założono na kilkanaście godzin, bo przy ponad 20-stopniowym mrozie nie wystarczała zwykła instalacja gazownicza. Według biegłych, ani przez moment gaz dostarczany rurą ułożoną na ziemi i słupkach nie groził wybuchem. Bo zakładali ją specjaliści.

Według śledczych rura nie tylko nie była zagrożeniem, ale właśnie uratowała przed nim mieszkańców osiedla. Potwierdzają to listy od 160 osób, które napisały, że gazownia działała w stanie wyższej konieczności. Brak gazu przy temperaturze minus 27 stopni Celsjusza mógł doprowadzić do fatalnych skutków.