Partię o takiej nazwie wicepremier chciał powołać już rok temu. Miał to być sposób na odróżnienie się od alternatywnej Samoobrony założonej przez byłych działaczy, którzy chcieli w ten sposób odebrać Lepperowi część elektoratu podczas wyborów samorządowych. Mimo hucznych zapowiedzi Lepper po cichu wycofał się z tego pomysłu.



Równie dyskretnie wrócił do niego półtora miesiąca temu. Jak nieoficjalnie dowiedział się DZIENNIK, 28 lutego do warszawskiego sądu rejestrowego wpłynął wniosek o wznowienie rejestracji Samoobrony Andrzeja Leppera. Była to reakcja na skierowanie sprawy weksli do Trybunału Konstytucyjnego przez marszałka Sejmu Marka Jurka. Według naszych ustaleń, nowa partia ma pełnić funkcję szalupy ratunkowej dla działaczy obecnej Samoobrony.



Jak się okazuje, nie jedyną. Kilka miesięcy temu Krzysztof Filipek zarejestrował bowiem Samoobronę Ruch Społeczny, którą początkowo chcieli założyć dawni działacze skłóceni z Lepperem. "Filipek po prostu nas wyprzedził i przejął nazwę, którą wymyśliliśmy my" - żali się były senator Samoobrony Henryk Dzido.



Na tym jednak nie koniec. Jeden z czołowych polityków Samoobrony twierdzi, że Lepper zamierza rejestrować kolejne Samoobrony. "Chcemy zająć jak najwięcej nazw. Jeśli naprawdę nas zdelegalizują, to przynajmniej będziemy mieli w czym wybierać. Niewykluczone, że następna w kolejce będzie Chrześcijańska Socjaldemokracja Samoobrona" - śmieje się.



Obie Samoobrony są kluczowymi elementami awaryjnego planu, który Lepper wymyślił na wypadek, gdyby Trybunał zdelegalizował jego obecną partię. Jego współpracownicy nie chcą jednak zdradzać szczegółów tego scenariusza. - Faktycznie, mamy taki plan, ale nic więcej nie powiem, bo nie chcę wywoływać wilka z lasu - ucina wiceszef Samoobrony Janusz Maksymiuk. "Jesteśmy pewni, że Trybunał orzeknie po naszej myśli" - dodaje rzecznik partii Mateusz Piskorski.



Bardziej rozmowni są za to byli działacze. "Jeśli Samoobrona RP zostanie zdelegalizowana, to jej członkowie uciekną raczej do Samoobrony RS a nie do Samoobrony Andrzeja Leppera. Nazwy tych dwóch pierwszych partii różnią się tylko jedną literką. Wyborcy mogą się nie zorientować. To całkiem sprytne" - przyznaje poseł poprzedniej kadencji Henryk Ostrowski, który śledzi sprawę weksli swojej byłej partii. "Z sygnałów, które do mnie docierają z otoczenia Leppera, wynika, że ta delegalizacja jest im nawet na rękę" - dodaje. Wraz z partią znikną bowiem jej długi. Skomplikuje to również sprawę odzyskania weksli przez ludzi, którzy kandydowali z list Samoobrony.



Nie oznacza to jednak, że delegalizacja przyniesie Lepperowi same korzyści. Likwidacja partii będzie prawdopodobnie oznaczać konieczność pożegnania się z subwencjami budżetowymi. Biorąc pod uwagę, że Samoobrona kasuje z tego tytułu ok. 13 mln zł rocznie, będzie to ogromna strata. - Przyznaję, że nie mamy pomysłu, jak rozwiązać tę kwestię - rozkłada ręce jeden z prominentnych polityków Samoobrony.