Prezydent leciał do Niemiec z konkretną misją. Pięć dni przed brukselskim szczytem Lech Kaczyński i Angela Merkel rozmawiali w podberlińskim zamku Meseberg o przyszłości traktatu reformującego Unię Europejską. Przede wszystkim o dzielącej nasze kraje kwestii systemu ważenia głosów w najważniejszej instytucji wspólnoty - Radzie UE. Rozmowa przywódców w cztery oczy trwała półtorej godziny.

Reklama

"Prezydent był wyraźnie rozluźniony, a z drugiej strony pewny swego. Zachowywał się jak rasowy polityk" - komentuje spotkanie Piotr Tymochowicz, specjalista od mowy ciała. Z gestów Lecha Kaczyńskiego można było dokładnie wyczytać, że nie ustąpi i zrobi wszystko, aby osiągnąć cel, którym jest przekonanie kanclerz Merkel do polskiej propozycji, czyli do pierwiastkowego systemu ważenia głosów.

Spotkanie skończyło się bez rozstrzygnięcia. Zdaniem Piotra Tymochowicza prezydent dobrze zrobił, że nie chciał osiągnąć sukcesu za wszelką cenę. "Polityk nie może wszystkiego stawiać od razu na jedną kartę. Lepiej powoli, ale do przodu" - podsumowuje Piotr Tymochowicz.

"Na razie pozostaliśmy przy swoich zdaniach. Powiedziałem pani kanclerz, że rozwiązanie, które proponujemy już jest kompromisem" -potwierdził prezydent dziennikarzom na pokładzie samolotu.