Marszałek Ludwik Dorn to prawdziwy cudotwórca. Jego podwładni nie strajkują, nie budują namiotowych miasteczek, nie urządzają głośnych manifestacji. Są grzeczni, więc... zasłużyli na wyższe zarobki. Dostaną 20-procentową podwyżkę - dowiedział się "Fakt". W sumie Kancelaria Sejmu zatrudnia około tysiąca osób. Średnia pensja wynosi w granicach 3 tysięcy złotych brutto. Dla porównania: średnia pensja brutto lekarza w Warszawie wynosi około 2,5 tysiąca złotych, a pielęgniarki 1,8 tysiąca złotych.

Reklama

Jednak według przedstawionych wczoraj danych, pracownicy Kancelarii Sejmu zarabiają o około 20 procent mniej od warszawiaków. To fakt. Prawdziwych luksusów doświadczają jedynie ważni pracownicy biurowi Pana Marszałka. Dyrektorzy poszczególnych gabinetów otrzymują miesięcznie nawet ponad 8 tysięcy złotych brutto.

"W Sejmie pracuję już kilkanaście lat. Na początku zarabiałam 1100 złotych na rękę. Teraz dostaję 1300. To grosze. Jak się utrzymać w stolicy za te pieniądze" - wzdycha kobieta, zatrudniona na etacie pomocy biurowej w Sejmie.

Sprzątaczki mają jeszcze gorzej. Co prawda, pracują po kilka godzin dziennie, ale zarabiają po 500 zł. Nieco większą pensję mają funkcjonariusze straży marszałkowskiej - średnio około 1700 zł.

A to nie koniec nowych wydatków sejmowej kancelarii. Sejm ma być ogrodzony - postanowił marszałek.

Reklama

"Z niecierpliwością czekam na uzasadnienie konieczności zabezpieczenia parlamentu. Płot jest ostatnią rzeczą, na którą powinniśmy wydawać pieniądze" - komentuje w rozmowie z "Faktem" Bogdan Zdrojewski, przewodniczący klubu poselskiego PO.