Jednocześnie Zbigniew Siemiątkowski został oczyszczony z zarzutu ujawnienia tajemnicy państwowej. Proces został utajniony. Nie wiadomo więc, jak oskarżony zareagował na wyrok, ani też jak uzasadnił go sąd. "Przyjąłem wyrok z pokorą" - powiedział Siemiątkowski po rozprawie, nie ujawniając, czy będzie się odwoływał.

Siemiątkowski trzymał w domu akta ze spotkania Jana Kulczyka z rosyjskim szpiegiem Władimirem Ałganowem. Spotkanie miało miejsce w 2003 roku w Wiedniu. Kulczyk o tej rozmowie opowiedział Siemiątkowskiemu. Ten spisał notatki i przekazał je oficerowi Agencji Wywiadu. Ten na ich podstawie sporządził z kolei notatkę służbową, która została dołączona do akt Ałganowa.

Co zapisano? M.in. to, że Ałganow denerwował się, bo Rosjanie "nie dostali Rafinerii Gdańskiej". A przecież - jak twierdził szpieg - zapłacili łapówkę Kaczmarkowi, który był wtedy ministrem skarbu. W rozmowie z Rosjaninem Kulczyk powoływał się na wpływy u prezydenta Kwaśniewskiego. Mówił o nim "pierwszy".

Siemiątkowski swoje zapiski powinien był zniszczyć. Ale nie zrobił tego, trzymał je w domu. I kiedy wyszło to na jaw, został oskarżony o nienależyte zabezpieczenie tajnych dokumentów, które mogło doprowadzić do ujawnienia tajemnicy państwowej.





Były polityk SLD tłumaczył, że zarzuty były bezsensowne, bo przecież na kartkach zapisał jedynie niezwiązane ze sobą fragmenty zdań. Sąd uznał jednak, że były one ważne, a szef wywiadu złamał prawo, trzymając je beztrosko w domu. Wyrok nie jest prawomocny.