W Warszawie podpisano w piątek porozumienie dotyczące zwiększenia dostaw rosyjskiego gazu do Polski o ok. 2 mld m sześc. rocznie. Wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak powiedział, że porozumienie oznacza stabilne dostawy gazu do Polski do 2022 roku.

Reklama

Porozumienie krytykuje PiS. "Jest to umowa niekorzystna, spowoduje podwyżki cen gazu" - ocenił szef komitetu wykonawczego PiS Joachim Brudziński. W jego opinii, umowa spowoduje, że "będziemy mieli nadwyżkę bardzo drogiego gazu".

"Umowa gazowa jest niekorzystna dla kieszeni przeciętnego obywatela. Gaz będzie znacznie droższy. Powoduje ponadto ograniczenie pola manewru do gry związanej z oddaniem do użytku gazoportu w Świnoujściu" - powiedział Brudziński na piątkowej konferencji prasowej.

Zdaniem Brudzińskiego zaakceptowanie umowy w tym kształcie może spowodować nieopłacalność ekonomiczną gazoportu w Świnoujściu. "To co mogłoby być źródłem dywersyfikacji, w tej chwili zostaje zmarnowane" - ocenił.

Brudziński ocenił, że rząd wykazywał determinację w podpisaniu umowy gazowej z Rosją, jednocześnie wykazał brak determinacji w sprawie budowy gazociągu północnego. "Przy świadomym grzechu zaniechania ze strony Donalda Tuska i ministra Sikorskiego konsorcjum Nord Stream położyło gazociąg na podejściu portu Szczecin-Świnoujście na głębokości uniemożliwiającej podejście statków o zanurzeniu poniżej 15 metrów" - powiedział Brudziński.

Z kolei poseł PO Antoni Mężydło stwierdził, że ogólnie pozytywnie trzeba ocenić umowę gazową. Mężydło powiedział PAP, że mimo iż wicepremier Pawlak "miał inne plany", to zaspokoił także żądania opozycji dotyczące tego, żeby okres dotyczący dostaw gazu do Polski oraz jego tranzytu przez nasz kraj nie był za długi.



Reklama

Wcześniejsza wersja porozumienia zakładała dostawy rosyjskiego gazu do 2037 r., a jego tranzyt przez Polskę - do 2045 r. Ostatecznie jednak zrezygnowano z przedłużenia tych terminów. W podpisanej wersji porozumienia tranzyt jest przewidziany do 2019 r.

Poseł PO zastanawiał się, czy to dobrze, bo - jak stwierdził - zużycie gazu będzie wzrastało wraz z bogaceniem się kraju. "Nie możemy zostać bez gazu" - mówił. Jak podkreślił, nie można dziś narazić naszych przedsiębiorstw na wypadnięcie z rynku i produkcja musi iść.

W jego opinii, w umowie tak to zostało skalkulowane, że "gazu powinno wystarczyć". Za jedyny minus umowy uznał cenę gazu, trochę - według niego - za wysoką, która, jak mówił - "odbiega w górę" od cen rynkowych. Mężydło ocenił jednak, że nie było tu innej możliwości, bo - według niego - gdyby była, to zostałaby wynegocjowana.

Z kolei Janusz Piechociński (PSL) stwierdził, że kluczowe jest, iż mamy zapewnione dostawy gazu, a nasze bezpieczeństwo energetyczne wzrosło. "I powinniśmy starać się o to, aby przez Polską przechodziło jak najwięcej gazociągów, bo na tym można nie tylko zarobić, ale zwiększa się własne bezpieczeństwo" - powiedział PAP polityk PSL.

Ale - jak podkreślił - bez względu na zagwarantowane dostawy i ich ceny, bardzo istotne jest aby nie być zależnym od jakiegokolwiek z zewnętrznych źródeł energii. Dlatego - według niego - należy skupić się na ograniczaniu energochłonności polskiej gospodarki, budowaniu europejskiego systemu gazowego, zwiększeniu własnego wydobycia i wykorzystaniu wszędzie gdzie można maksymalnie dużo energii odnawialnej.

Ocenił też, że sprawa negocjacji porozumienia gazowego z Rosją pokazała, że polska polityka jest "niewydolna z punktu widzenia zachowywania się przy negocjowaniu tak trudnych, ważnych i znaczących dla gospodarki oraz sytuacji społecznej spraw". "Bo bardzo dużo z tych różnic w patrzeniu na tę umowę i jej zawartość docierało do naszych kontrahentów otwarcie, nawet biały wywiad nie był potrzebny" - dodał.



Natomiast polityk SLD Marek Wikiński odnosząc się do podpisania umowy gazowej stwierdził, że "lepiej późno niż wcale". Jednocześnie zapowiedział, że SLD będzie się domagał od rządu wyjaśnień, dlaczego jeszcze w lutym tego roku "tłumaczono nam, że niezbędne jest zawarcie kontraktu do 2047 r. na znacznie większe ilości gazu, a teraz sukcesem odtrąbia się kontrakt do 2022".

Według niego, trzeba się zastanowić, czy w związku z tym rząd nie powinien przedstawić nowej polityki energetycznej. Ponadto - dodał Wikiński - trzeba mieć nadzieję, że Unia Europejska "nie będzie nas zbyt mocno krytykować" za formę zawarcia tej umowy.