Były prezydent nie zostawia suchej nitki na tych, którzy rozpowszechniają informację o jego rzekomej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Jak powiedział w TVN24, wielu działaczy opozycji nie może pogodzić się ze świadomością, że zwykły robotnik doprowadził do powstania i zwycięstwa "Solidarności".
Lech Wałęsa ostro komentował doniesienia tygodnika "Uważam Rze" i "Naszego Dziennika", które twierdzą, że w sejmowym archiwum znajdują się dowody na jego agenturalną przeszłość. Mają o tym świadczyć donosy składane przez tajnego współpracownika o pseudonimie Bolek, utożsamianego według tych mediów właśnie z Wałęsą.
To sfałszowane przez bezpiekę rzekome dowody mojej współpracy - przekonuje były prezydent. - Te materiały wyciągają zakompleksieni łajdacy! - oburzał się Wałęsa.
Koperta z donosami, jakie składał TW "Bolek" trafiła do komisji Jerzego Ciemieniewskiego, która w 1992 roku badała lustrację prowadzoną przez Antoniego Macierewicza. Teraz znajduje się w sejmowym archiwum i niewykluczone, że wkrótce znajdujące się w niej dokumenty zostaną odtajnione.
Byli opozycjoniści - Krzysztof Wyszkowski, Józef Szyler oraz Henryk Jagielski - zaapelowali do marszałek Sejmu Ewy Kopacz o jak najszybsze zabezpieczenie donosów i przekazanie go do Instytutu Pamięci Narodowej.
"Dotychczasowa praktyka systematycznej kradzieży i niszczenia dokumentów archiwalnych dotyczących przeszłości Wałęsy przez wysokich urzędników państwowych, nakazuje mobilizację opinii publicznej w celu niedopuszczenia do kolejnego ukrycia i zniszczenia materiałów znajdujących się w Sejmie RP" - podkreślili na konferencji.
Nie podaruję osobom, które będą rozpowszechniały informacje o tym, że byłem agentem - odpowiada były prezydent. I jak dodał, chciał darować karę pieniężną, jaką sąd zasądził Krzysztofowi Wyszkowskiemu w podobnej sprawie. Jednak teraz bezwzględnie będzie się domagał, by Wyszkowski zapłacił ją w całości.