Dziennikarz śledczy napisał artykuł, o którym dzisiaj możemy z całą pewnością powiedzieć, że prezentował fakty zgodnie z rzeczywistością, był prawdziwy. Został za to usunięty z pracy i to w trybie dyscyplinarnym. Został usunięty z pracy redaktor naczelny, jego zastępca, szef działu. Rozbito najpierw jedną gazetę, później drugą - podkreślił Jarosław Kaczyński. W jego ocenie, doszło do wydarzeń, które zagrażają wolności słowa i doszło do tego na podstawie artykułu, który nie mijał się z prawdą.
Oczekuję od tych, którzy podjęli decyzje tego rodzaju, że się z tych decyzji wycofają - oświadczył prezes PiS. Jak dodał, liczy też na to, że media zareagują na tę sytuację w sposób właściwy, właściwie ją opiszą i właściwie wyciągną wnioski.
Rzecznik PiS Adam Hofman ocenił, że w sprawie katastrofy smoleńskiej władza nie prowadzi polityki informacyjnej, tylko politykę dezinformacji.
Polacy przez wiele lat nauczyli się czytać między wierszami i czują instynktownie jaka jest w tej sprawie prawda. Tak jak nie mówiono prawdy o czterech lądowaniach, o gen. Andrzeju Błasiku, o identyfikacji ciał, tak nie mówiono prawdy o trotylu- uważa poseł PiS.
Wyraził nadzieję, że dojdzie do sytuacji, w której szef WPO w Warszawie powie, że to co zrobił na konferencji prasowej, nie powinno mieć miejsca i powinien przyznać: "był trotyl".
Czekamy na prawdę w tej sprawie - powiedział Hofman.
Na briefingu przypomniane zostały także wypowiedzi z konferencji przedstawicieli warszawskiej WPO po publikacji "Rzeczpospolitej" o ewentualnych materiałach wybuchowych na wraku Tu-154M. - Chciałbym uspokoić opinię publiczną. Powołani przez prokuraturę biegli, pracujący wspólnie z polskim prokuratorem pod Smoleńskiem, nie stwierdzili na wraku samolotu trotylu ani żadnego innego materiału wybuchowego - mówił wówczas Szeląg. Przypomniano także słowa Artymiaka z czwartkowego posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości.
W czwartek odbyło się posiedzenie sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka, na wniosek posłów PiS, w sprawie ewentualnej obecności śladów materiałów wybuchowych na wraku Tu-154M. - Niektóre z detektorów użytych w Smoleńsku wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu (TNT), co nie oznacza jednak, że mamy do czynienia z całą pewnością z materiałami wybuchowymi - stwierdził naczelny prokurator wojskowy płk Jerzy Artymiak. Jak dodał, te same urządzenia (...) po skalibrowaniu i zbliżeniu do opakowania pasty do butów zareagowały, pokazując TNT, co może wskazywać na zbliżony skład chemiczny.
W końcu października "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy znaleźli na wraku Tu-154M ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Zaznaczyła, że ślady - znalezione podczas pobytu biegłych w Smoleńsku - mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych. Jak wtedy wyjaśniał Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków. W połowie listopada prokuratura ujawniła, że urządzenia reagowały tak samo podczas badań drugiego samolotu Tu-154M.
Autor tekstu pt. "Trotyl na wraku tupolewa" Cezary Gmyz wraz z trzema innymi osobami, w tym z redaktorem naczelnym "Rz" Tomaszem Wróblewskim, zostali zwolnieni z pracy w gazecie.