Meliad Farah, jeden z podejrzanych o przeprowadzenie ubiegłorocznegozamachu bombowego na izraelskich turystów w Bułgarii, dojechał tam z... Warszawy. Służby nieoficjalnie zaprzeczają, aby przewoził bombę. Ale faktem jest, że o człowieku Hezbollahu w Polsce nie wiedziały.
Za początek bessy służb można uznać 2008 r. Pod koniec września w Pakistanie porwano geologa Piotra Stańczaka. W niewoli był ponad cztery miesiące. Mimo że na tym terenie działają Polacy z racji swojego zaangażowania w Afganistanie, to ani wywiadowi cywilnemu, ani służbom wojskowym nie udało się go uwolnić. Tragiczny finał tej historii to luty 2009 r., kiedy talibowie Stańczaka zabili. Być może jedną z przyczyn porażki było to, że komitet, który zajmował się w MSZ jego uwolnieniem, w ciągu pięciu miesięcy cztery razy zmieniał szefa.
- To byli ludzi w randze sekretarza stanu, którzy właśnie szykowali się do wyjazdu na placówkę. Kto ma wtedy głowę do jakichś zakładników? Ale po śmierci Stańczaka dziwią wypowiedzi rzecznika Grasia, który mówi, że służby zadziałały znakomicie - mówi w rozmowie z "DGP" osoba wywodząca się ze służb specjalnych.
Trzeba jednak oddać, że generał Krzysztof Bondaryk oraz wiceminister Adam Rapacki zbudowali Centrum Antyterrorystyczne, które ma wyśmienite opinie wśród partnerskich służb specjalnych.
Reklama
- Nie możemy się chwalić sukcesami, za to nasze wpadki są bardzo głośne - mówi "DGP" jeden z pracowników CAT.
Znacznie szersze były skutki afery Amber Gold, w której poszkodowanych zostało ponad 5 tys. ludzi, a ich straty sięgają kilkuset milionów złotych. Tu pojawia się słynna notatka ABW z 24 maja 2012 r., w której funkcjonariusze podzielili się z najważniejszymi osobami w państwie (m.in. prezydentem, premierem, ministrem finansów) swoimi podejrzeniami dotyczącymi tego, że spółka działa na zasadzie piramidy finansowej.
- Zainteresowaliśmy się tą firmą, gdy zainwestowała w linie lotnicze OLT Express. Może to błąd, ale wcześniej nie mieliśmy podstaw, aby prześwietlać Marcina P. To była sprawa dla policji, nie służb - tłumaczy "DGP" oficer ABW.
W tym momencie było już jednak za późno na skuteczne działania. Oszczędności Polaków zostały wyprowadzone na prywatny użytek założycieli Amber Gold. W tym kontekście warto przypomnieć żale ABW, że gdy w 2009 r. Komisja Nadzoru Finansowego składała w sprawie Amber Gold zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz, to nie poinformowała przy okazji Agencji.
- Akurat w tej sprawie trudno winić ABW. Źle zadziałała policja, źle zadziałała prokuratura, a ABW tylko po nich sprzątała. A to właśnie jej szef został zdymisjonowany - wyjaśnia Zbigniew Nowek, były szef UOP, Agencji Wywiadu i Biura Bezpieczeństwa Narodowego. - Jeśli chodzi o służby, to ich podstawowym mankamentem jest w tej chwili to, że nie ma ściśle rozgraniczonego podziału kompetencji. Jeśli powołujemy CBA, to wszystkie sprawy związane z korupcją powinny tam trafić. A tak nie jest. Podobnie jest z pokrywaniem się kompetencji Centralnego Biura Śledczego i ABW. A jeśli nikt nie jest za to odpowiedzialny, to nie ma kogo winić - dodaje.
Nad reformą służb rząd pracuje od niemal trzech lat. Początkowo był to duet ministrów Jacka Cichockiego i Tomasza Siemoniaka. Teraz liderem jest szef resortu spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz, który jesienią ma przedstawić gotowy projekt reformy.
- Początkowo chciał, żeby ABW nie prowadziła w ogóle śledztw, była tylko służbą zbierającą informacje operacyjne i analityczną. Szef ABW Dariusz Łuczak zdołał go przekonać, że będzie to gwóźdź do trumny największej służby - ujawnia "DGP" jeden z posłów ze speckomisji.
Ostatecznie stanęło na tym, że ABW nie będzie prowadzić już śledztw związanych z handlem narkotykami, przestępczością kryminalną, a swoje sprawy wraz z tajnymi źródłami przekaże do policyjnego CBŚ. Ma się skupić na sprawach gospodarczych (jeśli straty przekroczą 16 mln zł) oraz dotyczących terroryzmu i zagrożeń ze strony obcych wywiadów.
- Mało zrozumiały jest ten limit 16 mln zł. Trochę wyśmiewając sytuację, to aferzyści będą kraść do 15 mln 900 tys. - mówi nasz rozmówca.
Ale służby mają także inne wstydliwe wpadki. Na przykład tę zeszłoroczną związaną z atakami hakerów na rządowe strony internetowe. Oto fragment komunikatu, który pojawił się na stronie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów: Ataki na strony KPRM w pierwszej fazie polegały na obciążaniu domeny znaczną ilością wejść w krótkich odstępach czasu, powodując »korek« użytkowników. Skutkiem tych działań był komunikat o niedostępności strony. Na kolejnym etapie pojawiły się działania hakerskie polegające na włamaniu na portal i podmienieniu treści. Serwis kancelarii premiera został wyłączony i przeniesiony na nowy serwer. (...) Wyjaśnieniem ataków na rządowe strony zajmują się odpowiednie służby.
Ukoronowaniem całej serii kompromitujących wpadek jest ostatni incydent na Ukrainie, kiedy to w prezydenta RP rzucono jajkiem. - To nie miało prawa się zdarzyć. Tu nie ma żadnego zmiłuj się. Tym bardziej dziwi to, że Biuro Ochrony Rządu teraz stara się zrzucić winę na Ukraińców - komentuje Jerzy Dziewulski, którzy przez lata odpowiadał za ochronę Aleksandra Kwaśniewskiego.
- BOR od dłuższego czasu nie działa, jak powinno - zgadza się z nim były szef UOP gen. Gromosław Czempiński. Być może jedną z przyczyn nie najlepszych osiągów jest to, że o ile żołnierze, policjanci czy Straż Graniczna otrzymali w ubiegłym roku podwyżki, o tyle niektórzy narzekają, że oficerowie służb są fatalnie wynagradzani. Dlatego po 15–20 latach, kiedy mają duże doświadczenie i jednocześnie są jeszcze sprawni, przechodzą na wcześniejsze emerytury i zaczynają pracę w biznesie.
- To poważny problem, gdyż ci ludzie mają świeżą wiedzę, wciąż aktywne kontakty i sprzedają ten potencjał niekoniecznie uczciwym przedsiębiorcom - przyznaje jeden z ministrów.