Druga linia stołecznego metra to najdroższy, wart 6 mld zł, projekt samorządowy w Polsce. Jak dowiedział się DGP od dwóch wysoko postawionych osób zaangażowanych w budowę, na pewno nie powstanie w terminie. Najpierw inwestycja miała się skończyć w październiku tego roku. Potem – po zalaniu w 2012 r. budowy stacji kolejki na Powiślu – dopisano aneks i datę zmieniono na przełom września i października 2014 r. Ale nie ruszono jeszcze nawet z pracami przy drążeniu tunelu pod Wisłostradą. Strach pęta wykonawców, bo teren jest podmokły.
Teraz władze Warszawy muszą podjąć decyzję: znów aneksować umowę i przesunąć termin zakończenia prac albo zgodzić się na uruchomienie metra bez stacji Powiśle. Taki wariant zastosowano np. w Atenach przed olimpiadą w 2004 r. Będzie można wtedy przed wyborami samorządowymi odtrąbić sukces: budowa drugiej nitki zakończona.
– Władze Warszawy zrobią wszystko, żeby otworzyć metro przed wyborami– nie ma wątpliwości Robert Chwiałkowski ze Stowarzyszenia Integracji Stołecznej Komunikacji SISKOM.
Jednak przeszkodą dla wariantu ateńskiego może być nadzór budowlany. Według fachowców nie powinien się zgodzić, aby pociągi przejeżdżały przez stację, która wciąż będzie placem budowy.
Władze stolicy udają, że żadnego problemu nie ma.
– Nadal obowiązuje data 30 września 2014 r. jako zakończenie centralnego odcinka. Tego terminu wymagamy od wykonawcy i nie rozważamy innego wariantu – zapewnia DGP Jacek Wojciechowicz, wiceprezydent Warszawy.
Budowa drugiej linii metra obejmuje siedem stacji przez środek miasta i przejazd pod dnem Wisły. Łączny koszt z taborem i pracami przygotowawczymi to 5,9 mld zł, z czego Bruksela ma zrefundować 3,2 mld zł. Żeby tak się jednak stało, trzeba rozliczyć całe przedsięwzięcie w 2015 r.