Nowy koordynator ds. służb specjalnych starł się na sejmowym korytarzu ze swym poprzednikiem. Mariusz Kamiński zarzucił Markowi Biernackiemu, że był jedynym ministrem, który nie spotkał się z następcą. Niestety pan Biernacki, mimo, że był proszony o możliwość takiej rozmowy, nie przyszedł. Zastałem puste biuro, puste szafy, żadnego pracownika. W ten sposób nie wolno podchodzić do tak ważnych spraw, szczególnie w tak ważnym momencie - żalił się Kamiński - informuje TVN24. Stwierdził też, że nie dostał raportu i rekomendacji dla nowego rządu w sprawie sytuacji po zamachach w Paryżu. Okazało się, że taki raport nie istnieje. Panie urzędniczki przekazały mi, że może jutro taki dokument otrzymam - wyjaśnił.
Biernacki odrzucił zarzuty swego następcy. Stwierdził, że ustalenia były zupełnie inne - po poniedziałkowych obradach Sejmu obaj politycy mieli wieczorem się na chwilę spotkać i ustalić termin długiej rozmowy, podczas której przekazałby Kamińskiemu wszelkie niezbędne informacje. Przypomniał też, że nie był konstytucyjnym ministrem, a jedynie sekretarzem stanu. Jego misja zakończyła się więc w momencie zaprzysiężenia nowego gabinetu. Raport, o którym zaś mówił Kamiński, jest w kancelarii tajnej - choć wcześniej Biernacki twierdził, że dokument trafił zarówno do premier, jak i nowego koordynatora.