Od wizyty papieża w Polsce w 1979 roku nie było takiego przekłamania liczby uczestników. Wtedy media PRL podawały, że same zakonnice siedziały w pierwszym rzędzie, a za nimi była garstka ludzi - przypominał Rafał Grupiński w programie Moniki Olejnik "7 Dzień Tygodnia".
Tak polityk PO skomentował olbrzymi rozdźwięk między szacunkami warszawskiego Ratusza, który ocenił, że na wczorajszym marszu KOD i opozycji było ćwierć miliona ludzi. Grupiński przypomniał, że szacunki policji wzrosły z początkowych 30 do 45 tysięcy uczestników. Nazwał to kompromitacją policji. - To pokazuje, że rząd wywiera nacisk na policję nawet w takich prostych sprawach - stwierdził poseł Platformy.
Dodał, że podobnie zachowała się nadzorowana przez rząd Poczta Polska, która mimo zapłacenia za usługę odmówiła Platformie Obywatelskiej rozesłania zaproszeń na sobotni marsz. - Przyjdzie czas wyborów, partie opozycyjne zwrócą się do Poczty Polskiej o roznoszenie ulotek. Ciekawe, co będzie wtedy - zastanawiał się Grupiński.
Jacek Sasin z Prawa i Sprawiedliwości za niewiarygodne ocenił szacunki warszawskiego Ratusza. - To są szacunki podawane przez Hannę Gronkiewicz-Waltz, wiceprzewodniczącą PO, uczestniczkę tego marszu. Ona jest niezwykle zainteresowana nadmuchiwaniem frekwencji - przekonywał poseł PiS, który ocenił, że dane policji są bardziej wiarygodne.
Frekwencja była porażką organizatorów. Grzegorz Schetyna zapowiadał, że milion ludzi zorganizuje, a do miliona było bardzo daleko. Poza tym udowodniliście, że demokracja doskonale w Polsce funkcjonuje - ocenił demonstrację poseł PiS w audycji Radia ZET.
Jedni wyolbrzymiali, inni niedoliczani. Marsz nie miał głębokiego przesłania, był miałki - przekonywał Andrzej Dera, minister w Kancelarii Prezydenta.