W poniedziałek Sasin był świadkiem w toczącym się przed Sądem Okręgowym w Warszawie procesie b. szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasza Arabskiego i czworga innych urzędników, oskarżonych w trybie prywatnym przez część rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej o niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyty prezydenta z 10 kwietnia 2010 r.
Fakt pozostaje faktem, tym kto decydował o locie, o udzieleniu zgody na przelot delegacji z prezydentem Lechem Kaczyńskim do Katynia i odpowiadał za ten przelot była Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. Ja zdania zmienić nie mogę, bo takie były fakty – powiedział dziennikarzom Sasin, po zakończeniu blisko trzygodzinnego przesłuchania i wyjściu z sali sądowej.
Podkreślił, że pracownicy Kancelarii Prezydenta, odpowiedzialni za wizytę w Katyniu, dowiedzieli się o rozdzieleniu wizyt premiera Donalda Tuska i prezydenta pod koniec lutego 2010 r. z mediów. Żadnej oficjalnej informacji nie było, jedyna informacja na piśmie była taka, że uroczystości oficjalne państwowe rocznicy zbrodni katyńskiej odbędą się 10 kwietnia i będzie im przewodniczył prezydent Lech Kaczyński, a potem z mediów, że wizyta premiera Tuska odbędzie się w dniu 7 kwietnia – mówił dziennikarzom.
W zeznaniach przed sądem zaznaczył, że udział prezydenta L. Kaczyńskiego w uroczystościach w Katyniu planowano w Kancelarii Prezydenta już w 2009 r. Dodał, że pierwszy sygnał o problemach, jakie może napotkać ta wizyta, otrzymał od sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika (on także był pasażerem samolotu 10 kwietnia - PAP) podczas rozmowy pod koniec stycznia 2010 r. podczas obchodów rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz.
Jak relacjonował Sasin podczas rozmowy z Przewoźnikiem odniósł wrażenie, że sekretarz ROPWiM posiada wiedzę na temat planów premiera Tuska, a oczekiwaniem Tuska miało być, iż "będzie on najważniejszą osobą" podczas uroczystości w Katyniu. Tak tę rozmowę odczytałem - dodał. Zaznaczył, że podczas tej rozmowy padła sugestia zmiany miejsca wizyty prezydenta na np. Miednoje.
Przekazałem ten sygnał prezydentowi i otrzymałem odpowiedź, że prezydent nie widzi powodu, by w tak ważnej uroczystości nie mogli uczestniczyć i prezydent i premier - dodał świadek.
Wskazał, że zadaniem Kancelarii Prezydenta było "zamówienie transportu, wskazanie dysponentów, szefowi KPRM, a także poinformowanie kiedy taki lot z prezydentem na pokładzie, z delegacją ma się odbyć". Tą część wykonaliśmy składając zapotrzebowanie. Natomiast wszystkie kwestie inne, związane z techniczną częścią lotu - tym wszystkim zajmowały się służby podległe prezesowi Rady Ministrów. Kancelaria prezydenta nie posiadała ani kompetencji, ani możliwości, ani też narzędzi do tego aby dublować zadania - mówił.