Większość Polaków deklaruje dzisiaj potrzebę udziału w tej demonstracji, jest bardzo duże zainteresowanie. (...) W ciągu chyba trzech dni wzrosła liczba miejsc, w których będziemy demonstrować w Polsce, z 37 do ponad 50. Jest jeszcze kilka miast poza Polską, tak że to zainteresowanie jest bardzo duże, ludzie się organizują - powiedział Kijowski w czwartek w radiowej Trójce.
13 grudnia Komitet Obrony Demokracji współorganizuje w całej Polsce demonstracje pod hasłem "Stop dewastacji Polski".
Chcemy pokazać, że jest pewien ośrodek polityczny, który steruje - poza strukturami państwa - odbieraniem praw obywatelom, ograniczaniem ich praw, swobód - powiedział Kijowski.
Jak zaznaczył, jeszcze dwa tygodnie temu myślał, że data 13 grudnia nie jest odpowiednią datą do organizowania manifestacji, jednak w związku z ostatnimi wydarzeniami, m.in. okolicznościami zatrzymania b. senatora Józefa Pioniora, okazało się, że jest to konieczne.
Po skandalicznym absolutnie sposobie zatrzymania Józefa Piniora i wygłoszonym po tym fakcie apelu Władysława Frasyniuka 29 listopada, kiedy powiedział, że w tej sytuacji trzeba wyjść na ulicę, wszyscy zmienili podejście do sprawy, łącznie z autorami tego listu, właśnie tymi działaczami Solidarności 80-89, którzy po tych wydarzeniach stwierdzili jednak - sytuacja jest na tyle poważna, że trzeba tego dnia wyjść i pokazać swój sprzeciw - argumentował Kijowski.
W jego ocenie porównywanie obecnej władzy do władzy generała Wojciecha Jaruzelskiego oraz organizowanie marszu 13 grudnia "nie wydaje się absurdalne". Oczywiście nikt nie strzela na ulicach w tej chwili, nie ma wojska na ulicach, natomiast, jeżeli popatrzymy chociażby na to, czego się w ostatnich dwóch dniach dowiedzieliśmy, że całą tzw. reformą prawa, reformą systemu, reformą ustroju demokratycznego w Polsce zajmuje się dzisiaj prokurator stanu wojennego, który się podpisywał pod aktami oskarżenia wobec działaczy opozycyjnych - dodał Kijowski.
Lider KOD odniósł się także do sprawy płk. rezerwy Adama Mazguły. Powiedział, że atak na Mazgułę był "dosyć bezprzykładny", oraz że pułkownik nigdy nie chwalił stanu wojennego. Podkreślił, że Mazguła w wydanym przez siebie oświadczeniu przeprosił za to, w jaki sposób została zrozumiana jego wypowiedź. Lider KOD wyjaśnił, że Mazgule "chodziło o relacje między ludźmi, że obywatele w stanie wojennym wychodzili do żołnierzy, którzy się grzali przy koksownikach, przynosili herbatę, zupę, kanapki (...); władza próbowała te dwie grupy postawić przeciwko sobie, a one i tak odnosiły się do siebie kulturalnie".
Uważam, że całe to zamieszanie wokół płk. Mazguły służy wyłącznie temu, żeby przykryć to, co jest tak naprawdę napisane w odezwie - zaznaczył. Odnosząc się do apeli o wycofanie podpisu płk. Mazguły pod listem, Kijowski odparł: Nie da się wycofać podpisu płk. Mazguły pod listem".
Mazguła podpisał się pod listem otwartym, zachęcającym do masowych protestów 13 grudnia - w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Odezwę opublikował Kijowski. Pod listem podpisali się także m.in: były prezydent Lech Wałęsa, lider Nowoczesnej Ryszard Petru, przewodniczący PO Grzegorz Schetyna i Władysław Frasyniuk.
Podpis Mazguły wzbudził kontrowersje ze względu na jego słowa, wypowiedziane w ub. tygodniu na wiecu zorganizowanym w proteście przeciw tzw. ustawie dezubekizacyjnej, na temat stanu wojennego. Nie powiem, oczywiście były tam jakieś ścieżki zdrowia, ale generalnie najczęściej jednak dochowano jakiejś kultury w tym całym zdarzeniu - powiedział o stanie wojennym Mazguła.