– Jestem optymistą co do tego, że uda się porozumieć i z taką intencją z polecenia prezydenta do tych rozmów zasiadłem – mówi DGP Paweł Mucha, wiceszef Kancelarii Prezydenta. W piątek na temat ustaw o KRS i Sądzie Najwyższym rozmawiał ze Stanisławem Piotrowiczem z PiS.

Dowartościować opozycję

Prezydenta i PiS dzielą dziś dwie kwestie. Pierwsza to zakres zmian personalnych w Sądzie Najwyższym. Druga to metoda wyboru sędziów członków Krajowej Rady Sądownictwa przez Sejm. W tej ostatniej kwestii prezydent Duda domaga się mechanizmu wyboru, który zagwarantuje także miejsca w KRS dla sędziów wskazanych przez opozycję.
Reklama
PiS proponuje, także w związku z tym, rozwiązanie zakładające trzy kroki. Zakłada ono, że w pierwszym kroku wyboru sędziów KRS dokonywałby Sejm większością trzech piątych głosów izby, co wymagałoby porozumienia PiS przynajmniej z jednym opozycyjnym klubem. Gdyby to się nie udało, wybór w ramach drugiego podejścia także miałby się odbyć większością trzech piątych, ale już z gwarancją, że przynajmniej część składu będzie pochodziła ze wskazania posłów opozycji, czyli z parytetem. Gdyby nie udało się wyłonić sędziów do KRS także w ten sposób, to ostatni krok zakłada, że wyboru dokonają posłowie, ale już większością zwykłą, a nie kwalifikowaną, choć nadal będzie zagwarantowana pula miejsc dla sędziów wskazanych przez opozycję.
W zależności od wariantu parytet dla sędziów wskazanych przez opozycję miałby wynieść pięć lub sześć miejsc na 15 sędziów członków KRS. – To duży gest w stronę opozycji – komentuje Stanisław Piotrowicz z PiS.
W ten sposób rządzący planują wyjść naprzeciw postulatom prezydenta, który zażądał gwarancji, że w składzie KRS znajdą się również kandydaci wskazani przez inne partie. To dlatego Andrzej Duda chce, by podstawowy wybór był dokonywany większością trzech piątych głosów. W swoim projekcie ustawy zaproponował, że jeśli tak się nie uda wybrać członków KRS, to awaryjny mechanizm wyboru opierałby się na zasadzie "jeden poseł, jeden głos". Zakłada on, że wszystkich 15 członków KRS byłoby wybieranych jednocześnie, ale każdy z posłów mógłby zagłosować tylko na jednego kandydata. Czyli wybór jednego kandydata gwarantowałoby co najmniej 30 głosów. W efekcie PiS przy pomocy posłów niezależnych byłby w stanie wybrać ośmiu członków, podczas gdy siedmiu mogłaby wskazać opozycja.
PiS kwestionuje jednak to rozwiązanie wskazując, że wybrani sędziowie powinni mieć za sobą poparcie większości izby, a nie 30 posłów. Wcześniej ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego proponowało, by zamiast zasady "jeden poseł, jeden głos" wyboru dokonał większością trzech piątych Senat. Na to jednak nie godzi się prezydent wskazując, że taką większością w Senacie dysponuje PiS.
Opozycja w tej sprawie jest podzielona. Prezydent ma wsparcie Kukiz’15 i przynajmniej w części postulatów PSL. Natomiast Nowoczesna i Platforma Obywatelska konsekwentnie kwestionują jako niekonstytucyjne wprowadzenie wyborów sędziów do KRS przez posłów, a nie jak dziś przez sędziów.

Reforma jeszcze w tym roku?

Kolejną sporną sprawą jest kwestia zmian personalnych w Sądzie Najwyższym. Pierwotnie PiS proponował automatyczną dymisję wszystkich sędziów w SN. Prezydent wprowadził jednak zasadę, że posadę stracą ci, którzy ukończyli 65 lat, choć mogą zwrócić się do prezydenta, by pozwolił im pełnić funkcję dalej. I właśnie w odniesieniu do tego przepisu wątpliwości ma PiS. Gdyby dziś wszedł w życie, to z SN odeszłoby prawie 40 proc. sędziów, o ile prezydent nie zdecydowałby inaczej. W tej grupie jest I prezes SN Małgorzata Gersdorf. PiS chciałby tymczasem, by po wejściu w życie nowych przepisów odeszło jak największe grono sędziów. – Chcemy, by w SN powiało świeżym powietrzem. Reforma dla reformy nas nie interesuje. Jeśli po zmianach okaże się, że trzonem tego sądu będą dotychczasowi sędziowie, to znaczy, że reformy nie będzie – mówi Stanisław Piotrowicz. Nie wiadomo w tej chwili, na ile skłonny do kompromisu w tej kwestii – i czy w ogóle – będzie prezydent.
– Jesteśmy zdeterminowani, by zakończyć prace nad poprawkami w miarę szybko, raczej w ciągu dni, a nie tygodni. Ostatecznego zatwierdzenia tych rozwiązań dokona prezydent, a ze strony PiS prezes tej partii – mówi "DGP" minister Mucha.
Jeśli faktycznie porozumienie na szczeblu technicznym zostanie szybko zawarte, obie ustawy mogą być przyjęte przed świętami.

Dwa warianty rekonstrukcji rządu nadal możliwe

Najdalej na początku grudnia zapadną decyzje co do kształtu rekonstrukcji rządu. Nadal możliwy jest wariant z prezesem Jarosławem Kaczyńskim jako premierem. – Premier Szydło zadeklarowała pełną lojalność, co oznacza, że jeśli zapadnie decyzja o zmianie szefa rządu, nie będzie się sprzeciwiać – mówi polityk związany z Nowogrodzką. Od tego będzie zależało z kolei, jak duże będą zmiany w gabinecie. – Jeśli na czele rządu stanie prezes, to wszyscy niepewni ministrowie zostaną wymienieni, jeśli premierem pozostanie Szydło, wówczas zmiany będą mniejsze – dodaje. W tym drugim przypadku stanowiska straciliby ministrowie cyfryzacji, infrastruktury, środowiska i prawdopodobnie spraw zagranicznych.