Szef Rady Europejskiej porównuje Polskę i Węgry rządzące przez Viktora Orbana. Jak przekonuje, choć przywódca tego drugiego kraju jest o wiele bardziej krytykowany, to Węgry są wciąż graczem w Brukseli, a z Orbanem partnerzy się liczą. - Polska traci nie tylko przez politykę PiS, której wielu nie akceptuje, ale dlatego, że rząd jest w wielu dziedzinach pasywny - zaznaczył Tusk w rozmowie z Adamem Michnikiem, Jarosławem Kurskim i Bartoszem T. Wielińskim w wyborcza.pl

Reklama

- Problem Polski polega na tym, że rządzi ktoś, do kogo nie można dotrzeć. Premier Mateusz Morawiecki przyjeżdża do Brukseli i nie ukrywa, że władza nie jest w jego rękach. A przecież to na spotkaniach europejskich liderów wykuwają się decyzje. Kto nie ma w ręku władzy, ma tam niewiele do powiedzenia - ocenił Tusk.

Podkreślił, że gdy był premierem, konfrontował się z innymi unijnymi szefami rządów o wiele agresywniej, niż robi to Mateusz Morawiecki. - On zachowuje pasywne stanowisko, nie walczy, jakby nie był zainteresowany tym, co można ugrać. A do ugrania jest wiele, nie tylko pieniądze w przyszłym budżecie Unii - mówi były lider PO.

Jak zaznaczył, Polska miała w przeszłości status autentycznego lidera regionu. - Choć nie byliśmy w stanie osiągnąć wszystkiego, czego chcieliśmy, to nie dało się w Unii postanowić niczego bez naszej zgody - uważa Tusk. Jako przykład podał sprawę pracowników delegowanych i polskich firm transportowych.

Były premier zarzucił obecnemu rządowi, że nie potrafił zaproponować w tych sprawach kompromisu, który przekonałby inne kraje UE. Dlatego - jego zdaniem - nawet państwa naszego regionu odwróciły się od Warszawy. - To może skutkować utratą tysięcy miejsc pracy. Do tej pory każdy polski rząd skutecznie walczył o prawa pracowników delegowanych, bo od wielu lat stanowili problem dla niektórych bardziej zamożnych krajów Unii - powiedział były premier.

Zastrzegł, że choć jest krytyczny wobec rządów PiS, nie ma jako Polak kompleksów w Brukseli. - To nie jest tak, że Polska i Węgry to "chorzy ludzie" Europy, a cała reszta tryska zdrowiem. W każdym kraju są większe lub mniejsze problemy. Radzę, by każdy zajął się w pierwszym rzędzie problemami w swoim domu - zauważył Tusk. Jego zdaniem nie ma problemu, by Polska wróciła "do wielkiej europejskiej gry". - Dziś Polska się z niej wycofała, ale nasz obiektywny status nie zmalał - podkreślił. - Spora część Unii jest krytyczna wobec stanu praworządności w Polsce, ale to w żadnym razie nie oznacza, że nasi partnerzy się z Polską nie liczą - ocenił szef Rady Europejskiej.

Jego zdaniem "dużo prawdy" jest w przestrogach przed polexitem. Odnosząc się do przykładu brytyjskiego ocenił, że brexit zaczął się na długo przed referendum z 2016 roku w tym kraju. Jak dodał, po odejściu Tony'ego Blaira Wielka Brytania zajęła bardzo pasywne stanowisko w UE, choć miała wszelkie argumenty, by wpływać na kształt Unii.

Reklama

- Londyn przestał się angażować, mimo że dla Polaków, Skandynawów, Holendrów był w wielu sprawach ciekawszym punktem odniesienia niż Berlin. Brytyjczycy zmarnowali ten potencjał. Polska w żadnym wypadku nie może sobie na to pozwolić - oświadczył Tusk. Jego zdaniem dziś wynik referendum na Wyspach mógłby wyglądać inaczej. Dodał przy tym, że wciąż jest 20-30 proc. szans na to, że brexitu nie będzie.

Szef Rady Europejskiej podkreślił, że ówczesny brytyjski premier David Cameron mówił wprost, że paliwem dla nastrojów brexitowych była migracja z wielu krajów UE, czyli m.in. Polacy przybywający do Wielkiej Brytanii. Odrzucił w ten sposób krytykę, że on sam i UE mogli bardziej ustąpić Londynowi.

- Gdybym postąpił według tego, co mówią obecnie moi polscy oponenci i dał Cameronowi to, czego chciał, to Polacy byliby pierwszymi poszkodowanymi - ocenił Tusk. Zdradził przy tym, że premier Wielkiej Brytanii w rozmowach nieoficjalnych nie pozostawiał wątpliwości, że napływ migrantów z Europy Środkowo-Wschodniej był dla niego problemem numer jeden.

Szef Rady Europejskiej w wywiadzie mówi też o konieczności odzyskania kontroli nad granicami w UE i egzekucji unijnego prawa. Przestrzegł, że w przeciwnym przypadku ci, którzy kwestionują wolnościową tradycję Europy, zdobędą trwałą przewagę "i zafundują nam nową wersję autorytarnej demokracji".

- Nie istnieje polityka migracyjna, jeśli nie ma się granicy. Polityka migracyjna polega na tym, że się granicy strzeże i kontroluje tych, którzy chcą ją przekroczyć, decyduje się, kto może wjechać, a kto nie. Nie chodzi o robienie z Europy fortecy, lecz o to, by nie uznawać bezradności za cnotę - powiedział Tusk.

Odrzucił przy tym sugestie prezydenta Francji Emmanuela Macrona, że Polska mogłaby być wykluczona ze strefy Schengen, bo nie przyjmuje uchodźców z unijnego rozdzielnika. - Nie można wyrzucać z Schengen tylko dlatego, że ktoś nielegalnych migrantów nie wpuszcza na swoje terytorium - oświadczył szef Rady Europejskiej.

Dodał jednocześnie, że antyimigrancka retoryka szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego o przenoszonych przez uchodźców chorobach, pasożytach i pierwotniakach budzi w nim "odrazę".