Gdyby takie sytuacje o tym stanowiły, nie mieliby przecież po co jeździć, np. do Szwajcarii czy USA. Tak naprawdę chęć złożenia tej wizyty to wyniki pewnych norm, obyczajów i międzynarodowych umów.

Nie znam procedur, które doprowadziły do obecnego ogromnego nieporozumienia. Nie wiem, czy nasz rząd otrzymał notę bez żadnych poprzedzających rozmów. Nie wiem też, czy OBWE wyraziła żądanie, czy tylko chęć odwiedzenia Polski. Jednak w ramach przyjętych obyczajów wysłannicy organizacji powinni mieć możliwość obserwowania wyborów w Polsce, tak jak robili to niedawno we Francji przy wyborach prezydenta.

Niedobrą dla nas okolicznością w tej sprawie jest to, że były prezydent Czech Vaclav Havel nie tak dawno wezwał do obserwacji w Polsce z punktu widzenia deficytów demokracji. Taki przekaz wynikał z kontekstu jego wystąpienia. Tylko że trzeba podkreślić, iż mówił w imieniu swoim, a nie OBWE, rządu czeskiego, czy jakiegokolwiek innego ciała. Niestety to wystąpienie zbiegło się z czasem wyborów w Polsce i nastąpiło pewne pomieszanie pojęć.

Ja jako obywatel będący w opozycji do rządu, który właśnie kończy swoją działalność - nigdy nie wysuwałem i nie wysunąłbym wobec kierownictwa tego gabinetu zarzutów o chęć fałszowania wyborów. Poza tym mam zaufanie do Państwowej Komisji Wyborczej i do jej przewodniczącego Ferdynanda Rymarza. A jedyną partią w Polsce, która jest zdolna do fałszerstwa - jest Samoobrona. Potwierdził to już przecież sąd, który udowodnił, że pani Beger dostała się do Sejmu na podstawie sfałszowanych podpisów.

W ramach OBWE, w której mamy niemałe zasługi, proponowałbym iść drogą konsensusu. Sami też możemy zgłosić chęć udziału w obserwowaniu jakichś najbliższych wyborów w Europie Zachodniej. Powiedzmy więc tak: my chętnie przyjmiemy obserwatorów, tym bardziej że sami mamy możliwość obserwowania elekcji w innych krajach. Wtedy sprawa będzie całkiem inaczej wyglądała. To jest po prostu umiejętność dyplomacji. Niektórym może po prostu w tej sprawie zabrakło wyczucia.