Prezydent wysłał swoich ministrów z misją do Gruzji po dramatycznej rozmowie telefonicznej z przywódcą tego kraju Micheilem Saakaszwilim. Alarmował on w czwartek zachodnich polityków, że Rosja ma wrogie plany wobec jego republiki.

"Cały dzień rozmawiałem przez telefon i straciłem głos" - usprawiedliwiał się prezydent Saakaszwili na posiedzeniu swojego rządu. Informował Zachód o sytuacji w regionie: Rosja jest o krok od uznania Abchazji i Osetii Południowej, republik, które samozwańczo odzieliły się od Gruzji w połowie lat 90.

Reklama

Ostre oświadczenie prezydenta

"Saakaszwili prosił Kaczyńskiego o interwencję" - przyznaje informator DZIENNIKA z Pałacu Prezydenckiego. To nic dziwnego. Polski prezydent uchodzi za adwokata interesów Tbilisi w NATO i Unii Europejskiej.

Reklama

Po tej rozmowie wydarzenia nabrały tempa. Lech Kaczyński wydał bardzo ostre oświadczenie, w którym wezwał Moskwę do cofnięcia działań sprzecznych z prawem i godzących w niepodległość Gruzji. Wspomniał też o czystkach etnicznych, do których ma dochodzić w Abchazji.

Wieczorem prezydent zdecydował, że w trybie pilnym wysyła do Tbilisi swoich emisariuszy, którzy spotkają się z Saakaszwilim i ocenią sytuację na miejscu. W piątek rano ministrowie Robert Draba, Michał Kamiński oraz dyrektor biura spraw zagranicznych Mariusz Handzlik stawili się na lotnisku Okęcie. Mieli wylecieć o godz. 10. Jednak utknęli w terminalu dla VIP-ów. Zaczęła się gra nerwów. Rosja nie wydała zgody na przelot rządowego jaka-40 przez jej terytorium.

"To celowa gra Rosjan"

Reklama

Rosjanie odmowę tłumaczyli przyczynami formalnymi. "Wskazali na umowę, zgodnie z którą przelot trzeba zgłosić cztery dni przed startem. Oświadczyli, że teraz mają zbyt mało czasu na sprawdzenie, czy są wolne korytarze powietrzne" - mówi nasz dyplomata pracujący w Moskwie. Ale inne kraje, np. Ukraina, która w piątek nie robiła żadnych problemów, wydają takie zgody nawet w ostatniej chwili.

"To celowa gra Rosjan, którzy uprzykrzając życie, chcą pokazać różnym państwom ich miejsce w szeregu. Po czwartkowym oświadczeniu prezydenta Kaczyńskiego tylko naiwny może sądzić, że odmowa przelotu była przypadkowa" - mówi doświadczony pracownik MSZ.

Rozpoczęły się gorączkowe narady, jak wybrnąć z sytuacji. Zapadła decyzja, aby ominąć Rosję od południa, przez Ukrainę i Turcję. Załatwianie zezwoleń na przelot trwało do ostatniej chwili przed startem. Delegacja musiała zmienić też samolot. Trasa jest dłuższa, więc małego jaka zastąpił Tu-154M. W końcu przed godziną 16 maszyna wystartowała z Okęcia.

Piątkowa misja współpracowników Lecha Kaczyńskiego wywołała też kolejne tarcia w MSZ. "Wiem o misji, ale nie dowiedziałem się o niej z Kancelarii Prezydenta" - przyznawał szef dyplomacji Radosław Sikorski. Jego współpracownicy z MSZ używali ostrzejszych sformułowań: "Inicjatywa prezydenta nie była z nami konsultowana. Taki układ sugeruje, że w Polsce są dwa ośrodki dyplomacji".