Prezydent zaakceptował jedynie trzech z 15 kandydatów na generałów przedstawionych przez MON. "Wprost" pisze, że oprócz kandydata do generalskich lampasów, który miał regularnie grywać z Donaldem Tuskiem w tenisa, na liście przygotowanej przez Bogdana Klicha miał się także znaleźć szef sekretariatu szefa MON. Lech Kaczyński miał obawiać się, że kandydatów z klucza towarzyskiego jest więcej.

Reklama

Tusk zdecydowanie zaprzecza tym rewelacjom. "To absurdalne i niedorzeczne" - skomentował premier. "Jest mi osobiście przykro, że muszę dementować rewelacje tygodnika <Wprost>, które nie mają żadnego związku z rzeczywistością. Sugestie tego tygodnika są nawet, jak na prowokację, źle przygotowane. Wszyscy wiedzą, że nie gram w tenisa, ostatni raz rakietę w ręku miałem 25 lat temu. Jestem poruszony metodami <Wprost>, które chce zbudować atmosferę nieprzyzwoitości" - dodał Tusk.

Nie awansował, bo ma takie prawo

"Dostaliśmy 15 nazwisk. Lech Kaczyński po opinii BBN wybrał z nich trzy" - tłumaczy z kolei Patrycja Hryniewicz z Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Na pytanie RMF, czemu tylko trzy, odpowiada, że pozostałe kandydatury "prawdopodobnie mu nie odpowiadają".

Reklama

I zaraz dodaje, że prezydent ma prawo decydować o tym, którzy z kandydatów na generałów otrzymają nominację.

RMF sugeruje, że prezydent nie chce awansować na generałów oficerów, którzy siedzą tylko zza biurkami i nie mają doświadczenia na polu walki.

"Jeżeli prezydent rzeczywiście zablokuje dwanaście nominacji generalskich, to po raz kolejny udowodnimy, że źle się rozmawia na szczytach polskiej polityki" - komentuje spór wicepremier Grzegorz Schetyna.