Sejm rozpoczyna letnia przerwę. Ryszard Kalisz (SLD) najpierw jedzie w Polskę, a zaraz potem w świat. "Przyjaciele zaprosili mnie na Mazury, ale potem na pewno pojadę za granicę. Dlaczego? Z racji rozpoznawalności, oczywiście jest mi miło, spotykam się z ogromną życzliwością, ale trudno w takich warunkach wypocząć" - mówi polityk lewicy.

Reklama

Paweł Poncyliusz (PiS) lansuje się na równego chłopa, który ma kłopoty z pieniędzmi. "Próbowałem surfować nad zatoką, 6 sierpnia obowiązkowo pielgrzymka i jeszcze działka. Wolę wakacje w Polsce, bo mam tak dużą rodzinę, że za granicę, zwłaszcza z pensji posła, nie da rady". My jednak pamiętamy, jak jeszcze kilka tygodni temu mówił o tym, że garnitury kupuje w Stanach. Zaznaczał jednak przy tym, że robi to, bo ubrania są tam tańsze niż w Polsce.

>>>Posłowie są pazerni. Chcą dopłat do wakacji

Stefan Niesiołowski (PO) nie rozumie fascynacji Morzem Śródziemnym. Co w takim razie wybiera? "Ziemię Lubuską nad jeziorem. Wolę wakacje w Polsce, bo nasz kraj jest piękny. Nad Morzem Śródziemnym wszędzie jest tak samo, poza tym lot samolotem dłużej niż pięć godzin to męczarnia" - mówi Niesiołowski.

Eugeniusz Kłopotek (PSL) tez woli naszą polską ziemię. Przynajmniej latem. "Cicho sza, cicho sza. Bory Tucholskie. Wakacje letnie zawsze w kraju, ale zimowe w Alpach. Polska na lato ma wszystko co trzeba góry, morze, grzyby" - mówi ludowiec.

Joachim Brudziński (PiS) zrealizuje w tym roku marzenie większości Polaków. Zaliczy morze i góry. "Obiecałem rodzinie, że wyłączę komórkę i pojedziemy nad Bałtyk, a potem do mojej mamy w góry. Najpiękniej jest w Beskidzie Sądeckim i w Szczecinie. Zagraniczne wyjazdy zawsze wiązały się dla mnie z ciężką pracą i tak mi się zakodowało".