Według brytyjskiego tygodnika "The Observer", administracja Baracka Obamy stara się zawczasu ustalić szczegóły propozycji wraz z międzynarodowymi negocjatorami oraz najważniejszymi kongresmenami. Ale przed szczytem w Kopenhadze z pewnością nie zdążą oni podjąć decyzji. Może się więc okazać, że do Danii prezydent USA pojedzie z propozycją, którą potem odrzuci Kongres. To i tak lepsze niż nic – twierdzą jednak zwolennicy Kopenhagi.

Reklama

USA są jednym z największych trucicieli świata. Wraz z Chinami odpowiadają za 40 proc. emitowanych gazów. Dlatego bez Waszyngtonu żadna międzynarodowa umowa o ograniczeniu emisji nie ma sensu.