Łukaszenka oznajmił właśnie, że kazał zaniżyć prawdziwe poparcie, jakim obdarzyli go jego rodacy. Dlaczego? Bo jakby opublikowano prawdziwe wyniki, zostałby posądzony o manipulację wyborami.

Reklama

"Ostatnie wybory sfałszowaliśmy. Na Łukaszenkę zagłosowało 93,5 proc. wyborców. Ale powiadają, że to nie jest europejski wskaźnik. Zrobiliśmy więc 86 proc." - oświadczył z niespotykaną skromnością Łukaszenka na konferencji zorganizowanej dla ukraińskich dziennikarzy.

Ale nawet jego "dobra wola" mu nie pomogła, bo Europa i tak odrzuciła wynik, jaki - podobno - uzyskał. "Z Europy napływały obietnice, że wybory zostaną uznane, jeśli będzie na nich <mniej więcej europejski wskaźnik>. Ale też się nie udało. Obiecali, że uznają, ale nie uznali" - ubolewał prezydent. I narzekał, że ciągle wszyscy przezywają go "ostatnim dyktatorem Europy".

"To określenie przylgnęło do mnie, bo może komuś nie podoba się nasz system państwowego zarządzania. Ale może w tej <dyktaturze> jest coś dobrego?" - pytał prezydent. Jednak nikt mu nie odpowiedział...