Od czasu jak przestał być premierem (1997-2007) Tony Blair pełni funkcję doradcy różnych firm, m.in. banku JP Morgan, szukając dla nich lukratywnych możliwości inwestowania w innych państwach, w tym w Libii.

Rzecznik Blaira potwierdził w piątek, że był on w Libii 10 czerwca. Wskazał jednocześnie, że były premier nie ma żadnej płatnej, czy też honorowej funkcji w libijskim rządzie, ani w kontrolowanym przez władze Trypolisu funduszu inwestycyjnym (Libyan Investment Authority).

Reklama

Według "Daily Telegraph" rewelacje te grożą zepchnięciem w cień pierwszej wizyty brytyjskiego premiera Davida Camerona w Waszyngtonie, która ma odbyć się w najbliższych dniach.

Jednym z tematów rozmów ma być uwolnienie w sierpniu ubiegłego roku przez władze Szkocji Libijczyka Abdelbaseta al-Megrahiego, skazanego w 2001 roku za zamach na samolot Pan Am dokonany nad szkocką miejscowością Lockerbee w grudniu 1988 roku. Zginęło w nim 243 pasażerów i 16 członków załogi. Wraz z ludźmi na ziemi w katastrofie śmierć poniosło 270 osób.

Reklama

Amerykanie postanowili zbadać, czy kontrakty uzyskane przez koncern BP (dawne British Petroleum) w Libii mają związek z uwolnieniem Megrahiego.

Komisja spraw zagranicznych Senatu USA zapowiedziała, że przesłucha w tej sprawie dyrektorów BP. Brytyjskie media nie wykluczają, że przed komisję zostanie wezwany były brytyjski minister sprawiedliwości Jack Straw oraz aktualny minister sprawiedliwości w szkockim rządzie Kenny MacAskill.

"Daily Telegraph" sądzi, że Cameron w rozmowie z prezydentem USA Barackiem Obamą powie, iż uwolnienie Megrahiego podyktowane było względami humanitarnymi (miał być bliski śmierci).

Reklama

Wystąpi też w obronie libijskich kontraktów BP, koncernu odpowiedzialnego za największą katastrofę ekologiczną w historii USA, wskazując na jego znaczenie dla brytyjskich, prywatnych funduszy emerytalnych. 39 proc. udziałów BP jest w rękach Amerykanów.

Londyn obecnie uważa uwolnienie Megrahiego za błąd. Ambasador W. Brytanii w Waszyngtonie Nigel Sheinwald napisał w tej sprawie list do komisji spraw zagranicznych Senatu USA wyjaśniając stanowisko Londynu - ujawnia gazeta.