Trwające od ponad tygodnia akcje protestacyjne mocno utrudniają życie francuskim kierowcom. W środę po południu, według oficjalnych danych całkowity brak paliwa dotknął blisko 3200 stacji benzynowych, czyli ponad jedną czwartą wszystkich dystrybutorów paliw w kraju.
Francuskie media pokazują coraz częściej twarze rozwścieczonych lub zrezygnowanych kierowców, którzy na darmo objeżdżają kilka okolicznych stacji w poszukiwaniu benzyny. Przy stacjach, w których jest paliwo, stoją gigantyczne kolejki samochodów. Wielu kierowców tankuje nie tylko do baku, ale i do kanistrów, co wzmaga jeszcze napiętą atmosferę. Dochodzi do wyzwisk czy nawet przepychanek.
Problemy z zaopatrzeniem w paliwo dają się szczególnie we znaki w regionie paryskim i na zachodzie Francji. Cierpią z tego powodu zwłaszcza mieszkańcy przedmieść, którzy codziennie dojeżdżają do pracy własnym pojazdem.
Władze starają się uspokoić burzliwą atmosferę, twierdząc, że sytuacja powoli się poprawia. Jak poinformował jednak w czwartek w radiu RTL minister ekologii Jean-Louis Borloo, "14 składów paliw na ogółem 92 lub 93 ważnych magazynów we Francji jest zablokowanych". Sprecyzował, że 12 z tych magazynów znajduje się w rafineriach, które nadal strajkują. Optymistą jest z kolei szef MSW Brice Hortefeux, który powiedział w czwartek rano, że Francja "ma rezerwy paliw na wiele tygodni".
Prezydent Francji Nicolas Sarkozy zarządził odblokowanie od środy wszystkich składów z paliwem, w których zabarykadowali się przeciwnicy reformy emerytalnej. Od tego czasu policja umożliwiła dostęp do kilku z nich, usuwając stamtąd protestujących. Kolejny z nich koło Rouen, w Normandii, siły porządkowe odblokowały w czwartek rano.
Skutki wyczerpywania się zaopatrzenia w paliwo odczuwają już przedsiębiorstwa transportowe i autobusowe. Część z nich - jak twierdzą przedstawiciele tej branży - zawiesiła w ostatnich dniach swoją działalność, gdyż nie ma gdzie zatankować pojazdów. Problem dotyka też pośrednio inne sektory, zależne od ciągłych dostaw produktów, m.in. budownictwo.