"Według przedstawicieli administracji, prezydent chętnie wykorzystał śmierć bin Ladena jako sposób na sformułowanie teorii na temat powstań ludowych, od Tunezji po Bahrajn - ruchów mających wspólne wątki, lecz także rozbieżne cechy i które pociągnęły za sobą skrajnie różne reakcje Stanów Zjednoczonych" - czytamy w waszyngtońskiej gazecie.

Reklama

Pierwsza oznaka "resetu" - jak pisze "WP" - może nadejść w przyszłym tygodniu, kiedy Obama planuje wygłosić przemówienie, w którym będzie starał się umieścić śmierć bin Ladena w kontekście szerszej transformacji politycznej w regionie. "Przesłanie, jak powiedział jeden z zastępców doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Benjamin J. Rhodes, będzie utrzymane w takim duchu, że +bin Laden to przeszłość, a to, co dzieje się teraz w regionie, to przyszłość+" - informuje dziennik.

Jednak - zaznacza "WP" - zabicie Osamy ma mniej oczywiste implikacje dla amerykańskich kalkulacji strategicznych w regionie. "Niektórzy przedstawiciele administracji uważają, że silne uderzenie w Al-Kaidę daje Stanom Zjednoczonym szansę, by działać z większą inicjatywą w sprawie zmian politycznych (na Bliskim Wschodzie)" - zauważa dziennik, dodając, że cios ten sprawia, iż Egipt, Syria i inne kraje mniej chętnie skłaniają się ku islamskiemu ekstremizmowi.

"Lecz inni wysocy przedstawiciele waszyngtońskiej administracji utrzymują, że Bliski Wschód pozostaje skomplikowanym regionem, że śmierć szefa Al-Kaidy nie usuwa zagrożenia terrorystycznego w Jemenie, podczas gdy kraje takie jak Bahrajn wstrząsane są rywalizacją o podłożu religijnym, nie mającą wiele wspólnego z radykalnym przesłaniem bin Ladena" - czytamy w "WP".

Dziennik powołuje się na autobiografię Obamy pt. "Dreams from My Father", w której amerykański prezydent opisuje m.in. jak jego ojciec pojechał do domu, do Kenii i zmagał się tam ze skorumpowanymi biurokratami, kończąc jako bezrobotny i rozgoryczony człowiek. Obama "widział również, jak jego przybrany indonezyjski ojciec, Lolo Soetoro, walczył z łapówkarstwem w Dżakarcie" - dodaje "WP".

"Osobiste doświadczenie Obamy - jak mówią jego doradcy - pozostawiły go z dojmującym poczuciem ograniczeń roli Ameryki" - pisze amerykański dziennik. - Na przykład, jeśli chodzi o Syrię administracja (USA) nałożyła sankcje na kilku wysokich przedstawicieli władz, lecz nie na prezydenta Baszara el-Asada. Obama nie wezwał też Asada do ustąpienia, jak uczynił to w Libii z pułkownikiem Muammarem Kadafim".

"On jest wielkim realistą" - powiedział Denis R. McDonough, zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, cytowany przez "Washington Post". - Kiedy jest się prezydentem, ma się nie tylko wybór między atrakcyjnymi rozwiązaniami. Wyboru dokonuje się pod kontem wpływu na interesy dotyczące bezpieczeństwa narodowego".