Odkąd do prasy przeciekł raport MAEA ws. programu atomowego Iranu, Zachód wzywa do podjęcia radykalnych kroków mających go powstrzymać. Mimo twardej retoryki USA jest 5 powodów, dla których nie zaatakują one Iranu - pisze amerykański portal RealClearPolitics.
Po ujawnieniu we wtorek treści raportu Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA), z którego wynika, że Iran pracował, a być może wciąż pracuje nad programem zbrojeń nuklearnych, Zachód zareagował wezwaniem do wprowadzenia "bezprecedensowych" sankcji przeciw Teheranowi. Powróciło też w wypowiedziach polityków sformułowanie, że w sposobach radzenia sobie z islamską republiką "nie wyklucza się żadnej opcji", czyli bierze się pod uwagę opcję militarną - napisał amerykański portal specjalizujący się w tematyce politycznej.
Administracja prezydenta Baracka Obamy tę właśnie opcję musi z pięciu powodów wykluczyć - uważa autor tekstu z RealClearPolitics Greg Scoblete.
Po pierwsze USA niechętnie uciekają się do inwazji na dużą skalę, jeśli nie mają mandatu ze strony jakiejś organizacji międzynarodowej. W przypadku Libii operację militarną poparły zarówno ONZ, jak i Liga Arabska. A ponieważ Rosja i Chiny zawsze sprzeciwiają się nakładaniu sankcji na Teheran, trudno sobie wyobrazić, by nie zawetowały w ONZ rezolucji o rozwiązaniach siłowych wobec Iranu.
Po drugie wojna "wypaliłaby jeszcze większą dziurę w budżecie" USA. Administracja Obamy chce zmniejszyć publiczne zadłużenie państwa i jego deficyt budżetowy. Ogranicza nawet środki Pentagonu. Operacja wojskowa na dużą skalę zniweczyłaby wszystkie te plany.
Jeśli prowadzi się wojny, rośnie zarówno zadłużenie państwa, jak i deficyt budżetowy, czego wciąż aktualnym przykładem są koszty wojen w Iraku i Afganistanie. Spowodowały one zadłużenie grożące "katastrofalnymi stratami" dla amerykańskiej gospodarki, jak ostrzegał minister skarbu USA Timothy Geithner, oraz dramat z podnoszeniem ustawowego pułapu zadłużenia państwa w USA, który toczył się w Waszyngtonie latem.
Po trzecie nie byłoby to "kierowaniem z tylnego siedzenia", czyli taktyką, którą obrała administracja USA podczas interwencji w Libii. Polega ona na zebraniu grupy państw o podobnym nastawieniu do atakowanego reżimu, by podzieliły się ciężarem wysiłku wojennego, i kierowaniu koalicją bez mianowania się jej liderem. Ten scenariusz nie przydałby się w Iranie. Poza tym Teheran, choć mógłby ostatecznie zagrozić Ameryce rakietami dalekiego zasięgu, jest w gruncie rzeczy znacznie większym problemem dla krajów swego regionu, a zwłaszcza Arabii Saudyjskiej i Izraela - uważa Greg Scoblete.
Po czwarte trudno byłoby Ameryce pozostać nadal przyjaciółką irańskich tzw. "zielonych" przeciwników reżimu, którzy protestowali w 2009 roku przeciw ponownemu wyborowi na prezydenta Mahmuda Ahmadineżada.
Duchowy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei oskarżał wówczas Waszyngton o próby obalenia irańskich władz. Przez Teheran przetaczały się wrogie sobie demonstracje. Zwolennicy władz krzyczeli: "Śmierć Ameryce!", ludzie popierający opozycję wznosili okrzyki: "Śmierć Rosji!".
Inwazja oznaczałaby nieuchronne ofiary wśród ludności cywilnej, a więc koniec poparcia irańskiej opozycji dla USA. Ponadto Irańczycy są dumnym narodem, a program nuklearny, który jest starszy od reżimu ajatollahów, popierali od początku.
Po piąte: "gospodarka, głupcze!". Jeśli jest jeden, główny powód, dla którego gabinet Obamy nie zdecydowałby się zaatakować Iranu, to jest to gospodarka - pisze RealClearPolitics. Kontratak Iranu wymierzony byłby w najczulszy punkt światowego przemysłu - dostawy ropy naftowej, której 20 proc. transportuje się przez cieśninę Ormuz. Irańczycy postaraliby się ją zablokować, ceny ropy poszybowałyby w górę, strefa euro popadłaby niemal na pewno w recesję, a Ameryka znowu znalazłaby się na skraju gospodarczej przepaści.
O ile więc gabinet Obamy nie ma zamiaru sięgnąć po sposób na ożywienie gospodarki, polegający na przystąpieniu do wojny, scenariusz taki jest nierealny - oceania RealClearPolitics.
Strategią, która zadziałała wobec znacznie potężniejszego przeciwnika, jakim był Związek Radziecki, było odstraszanie i izolowanie wroga - przypomina amerykański portal. Prawdopodobnie Obama skorzysta z tej strategii ponownie - uważa.