Gingricha ogłoszono zwycięzcą zaraz po zakończeniu głosowania o godz. 7 wieczorem (czasu lokalnego) na postawie ankiet przeprowadzonych wśród osób, które oddały swoje głosy (exit polls). Potwierdziły to oficjalne obliczenia głosów. Po przeliczeniu prawie 70 proc. głosów okazało się, że Gingrich zdobył ich 41 procent a Romney 26 procent.
18 procent wyborców poparło byłego senatora Ricka Santorum, a 13 procent - kongresmana z Teksasu Rona Paula.
Romney, były gubernator Massachusetts, uznał swoją porażkę w wygłoszonym na gorąco przemówieniu. Podkreślił jednak, że będzie walczył o nominację i liczy na ostateczną wygraną. W przeddzień prawyborów w Karolinie Południowej sondaże w całym kraju wskazywały, że wciąż ma - wprawdzie malejącą - przewagę nad Gingrichem.
Te wybory są walką o duszę Ameryki. O to czy pozostanie ona światłem przewodnim dla świata - powiedział Romney. Zaznaczył, że jego głównym przeciwnikiem pozostaje prezydent Obama, którego oskarżył o prowadzenie USA w błędnym kierunku.
Wynik w Karolinie Południowej zasadniczo zmienia jednak dotychczasowy przebieg prawyborów i oznacza , że walka o nominację będzie dłuższa, niż się jeszcze niedawno spodziewano.
Po pierwszych dwóch głosowaniach, w stanach Iowa i New Hampshire, w których wygrał Romney (choć w Iowa ex-equo z Santorum) komentatorzy wspominali już, że nominacja Romneya jest prawie nieuchronna. Popiera go establishment Partii Republikańskiej (GOP), gdyż były gubernator uchodzi za najbardziej "wybieralnego" w konfrontacji z Obamą.
Jest on umiarkowanym konserwatystą i w Massachusetts harmonijnie współpracował z Demokratami, więc oczekuje się, że może przyciągnąć na stronę republikańskiego kandydata najwięcej wyborców niezależnych, którzy zwykle decydują o wyniku wyborów prezydenckich.
Romneyowi nie ufa jednak prawica GOP, niezmiernie silna i aktywna w prawyborach. W Karolinie Południowej - jak wykazują wstępne analizy głosowania - wyborcy z populistyczno-konserwatywnego ruchu Tea Party oraz konserwatyści religijni masowo poparli Gingricha.
Były szef Izby Reprezentantów znakomicie wykorzystał swoje atuty doskonałego polemisty w dwóch debatach telewizyjnych w Karolinie Południowej. Wypadł tam - w ocenie Republikanów - znacznie lepiej niż Romney, który jąkał się i zacinał w odpowiedzi na pytania o swoje zeznania podatkowe.
Obserwatorzy zgodzili się, że w wystąpieniach tych Gingrich potwierdził, że ma dużo większą charyzmę niż jego rywal.
Gingrichowi sprzyjał też w sobotę teren batalii - prawybory odbywały się po raz pierwszy w stanie Południa, które jest bardziej konserwatywne, niż reszta kraju. Gingrich pochodzi w dodatku z sąsiedniej Georgii i odwoływał się do swych korzeni południowca, lepiej rozumiejącego zwykłych Amerykanów z prowincji niż "elitarny" Romney. Przed prawyborami w Karolinie Płd. poparła go w dodatku Sarah Palin, popularna w Tea Party była kandydatka na wiceprezydenta USA.
Następne prawybory odbędą się 31 stycznia na Florydzie. Dotychczasowe sondaże wskazywały, że powinien tam wygrać Romney, głównie dzięki największym funduszom, jakie może wydać na kampanię wyborczą. Na Florydzie znacznie drożej niż w Karolinie Południowej kosztują przedwyborcze ogłoszenia telewizyjne.
Sobotnie wysokie zwycięstwo Gingricha może jednak - zdaniem komentatorów - dać mu wiatr w plecy przed rozgrywką na Florydzie.