Nie ma dowodów na to, że zniknięcie samolotu było celowym działaniem jego pilotów. Analiza sytuacji życiowej i zachowania kapitana, 53-letniego Zaharie Ahmada Shaha oraz pierwszego oficera Fariqa Abdula Hamida rozwiała wątpliwości dotyczące ich ewentualnego związku z zaginięciem maszyny.
CZYTAJ TAKŻE: Ponad cztery godziny zwlekano z rozpoczęciem poszukiwań boeinga. RAPORT>>>
Podano też, że Boeing 777 w chwili tragedii był w pełni sprawny. W sierpniu 2012 roku maszyna przeszła naprawę skrzydła, którym zahaczyła o inny samolot na lotnisku w Szanghaju.
Raport ujawnia za to, że bateria, w którą zaopatrzone było urządzenie do wysyłania sygnału w przypadku katastrofy samolotu, była przeterminowana od grudnia 2012 roku. Nie odnaleziono zapisów świadczących o jej wymianie na nową.
Ilość paliwa w zbiornikach samolotu pozwalała na nieprzerwany lot przez 7 godzin i 31 minut. Planowany lot do Pekinu miał trwać o dwie godziny krócej.
Boeing linii Malaysia Airlines rok temu zaginął w drodze z Kuala Lumpur do Pekinu. Na jego pokładzie znajdowało się 239 osób.
Rejs MH370 opuścił Kuala Lumpur 21 minut po północy, nocą z 7 na 8 marca. Do Pekinu, gdzie planowo miał lądować o 6.30 rano, nigdy jednak nie dotarł. "Linie Malaysia Airlines potwierdzają, że wieża kontroli lotów Subang straciła kontakt z rejsem 370 o 2.40 rano" - mówił podczas pierwszej konferencji prasowej szef malezyjskich linii Ahmad Jauhari.
Poszukiwania skupiły się wówczas na trasie przelotu maszyny, do momentu kiedy dzięki wojskowym radarom udało się stwierdzić, że tuż po ostatnim kontakcie z wieżą samolot całkowicie zmienił kurs. "Z wielkim żalem muszę poinformować na podstawie nowych danych, że rejs MH370 zakończył lot w Oceanie Indyjskim" - mówił 24 marca premier Malezji Najib Razak. Od tamtego czasu nie natrafiono jednak na żaden ślad maszyny, ani też nie ustalono przyczyn jej zaginięcia.
Bezsprzecznym pozostaje fakt, że w kabinie pilotów celowo wyłączono urządzenie do monitorowania trasy lotu.