"Zwołam specjalne spotkanie Rady Europejskiej, które rozpocznie się 20 lutego 2020 r. Ze zdrowym rozsądkiem i determinacją możemy zawrzeć umowę w sprawie unijnego budżetu, która przyniesie korzyści wszystkim Europejczykom. Wszystkie strony będą musiały wykazać się gotowością do kompromisu" - napisał Michel na Twitterze.
Przewodniczący Rady Europejskiej opublikował też list skierowany do unijnych przywódców. Napisał w nim, że każde odroczenie rozmów w sprawie budżetu spowodowałoby "poważne problemy praktyczne i polityczne oraz zagroziłoby kontynuacji obecnych programów i polityk, a także uruchomieniu nowych".
Podkreślił, że jest w pełni świadomy, że negocjacje te należą do najtrudniejszych, z jakimi UE musi się zmierzyć.
Po grudniowym szczycie unijnym Michel przejął prowadzenie negocjacji w tej sprawie od fińskiej prezydencji, która, tak jak poprzednie prezydencje, nie była w stanie doprowadzić do zbliżenia stanowisk podzielonych stolic.
W sporze po jednej stronie są płatnicy netto, czyli kraje, które więcej wpłacają do unijnego budżetu, niż z niego wypłacają, z Niemcami, Holandią, Danią i Finlandią na czele. Państwa te chciałyby, aby limit wydatków na następne siedem lat odpowiadał ok. 1 proc. połączonego dochodu narodowego brutto (DNB) 27 państw członkowskich.
Po drugiej stronie jest licząca 17 państw grupa tzw. przyjaciół polityki spójności, która sprzeciwia się cięciom wskazując, że różnice w rozwoju pomiędzy poszczególnymi regionami w UE są tak duże, że nie można zmniejszać wydatków na ten cel i ogólnie budżetu UE. W skład tej grupy, poza Polską, wchodzą: Bułgaria, Rumunia, Węgry, Czechy, Słowacja, Łotwa, Litwa, Estonia, Grecja, Chorwacja, Włochy, Portugalia, Malta, Cypr, Słowenia i Hiszpania.
Spójność tej grupy, w której Polska należy do największych krajów, może zostać wystawiona na próbę w czasie negocjacji. Dyplomaci obawiają się, że mniejsze państwa mogą dostać stosunkowo niewielkie środki na jakiś projekt u siebie i przestaną mocno zabiegać o wyższy budżet dla wszystkich.