Carla Bruni jadła ze swoim menedżerem obiad w jednej z paryskich restauracji. Nagle zadzwonił jej telefon. Okazało się, że po drugiej stronie był prezydent Nicolas Sarkozy, który poprosił o rozmowę z menedżerem.

Reklama

Oszołomiony Bertrand de Labbey wziął telefon i cierpliwie wysłuchał serii wskazówek. Teraz wie już, jak ma brzmieć nowy folkowo-popowy album Bruni i jak ma wyglądać jej szykowana właśnie trasa koncertowa.

Wygląda na to, że Sarkozy bardzo poważnie podchodzi do roli narzeczonego gwiazdy muzyki. Podobno zatroszczył się o to, by Carla Bruni miała w Pałacu Elizejskim nawet własne studio nagraniowe - donosi "Telegraph".