Białoruskie władze zaczynają rozprawę z opozycją. Jej przedstawiciele są wzywani na przesłuchania, a członkom powołanej przez Swiatłanę Cichanouską Rady Koordynacyjnej (KR) grożą wieloletnie wyroki z artykułów mówiących o zagrożeniu dla bezpieczeństwa państwa. Jednak opozycyjny staż większości działaczy Rady jest krótki, a tradycyjni oponenci Alaksandra Łukaszenki znaleźli się w tle wydarzeń, o które walczyli latami.
Do prezydium Rady weszło siedem osób. Pierwsze skrzypce zaczął w niej grać Pawieł Łatuszka, uciekinier z nomenklatury, najwyżej postawiony przedstawiciel elit, który poparł trwające od 9 sierpnia protesty. Łatuszka był ministrem kultury (2009–2012), ambasadorem w Polsce i we Francji, a ostatnio dyrektorem teatru im. Janki Kupały. Jako dyplomata bronił wszystkich posunięć władz, choć na okres jego kadencji w Warszawie przypadła pacyfikacja powyborczych protestów w 2006 r. i wyrok dla Alaksandra Kazulina, kontrkandydata Łukaszenki.
Nie złożył stanowiska ministra podczas największej przed 2020 r. fali represji, wszczętej w odpowiedzi na aktywizację Białorusinów w kampanii wyborczej w 2010 r. Z drugiej strony w latach 2009–2012 zasłynął jako jedyny członek rządu publicznie mówiący po białorusku. Zdobył pewien szacunek środowisk niezależnych. Gdy władze pozbawiły go stanowiska w teatrze w odpowiedzi na wsparcie protestów, murem stanęli za nim wszyscy aktorzy. Dzięki doświadczeniu jest typowany na nieformalnego lidera KR.
Kobiece trio, które podczas kampanii z sukcesem zaktywizowało wyborców, reprezentuje Maryja Kalesnikawa, jedyna osoba z tej trójki, która nie opuściła Białorusi (Cichanouska jest w Wilnie, a Wieranika Capkała w Warszawie). Kalesnikawa, z zawodu flecistka i menedżerka kultury, przez pewien czas zajmowała się mecenatem w imieniu dyrektora Biełgazprombanku Wiktara Babaryki. Bankier nie został dopuszczony do wyborów, a wiele wskazuje na to, że to właśnie on byłby wyborem numer jeden dla znacznej części Białorusinów.
Za przedstawicielkę Cichanouskiej uznaje się Wolhę Kawalkową, prawniczkę po Akademii MSW, współprzewodniczącą Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji (BChD). To jedyny członek prezydium Rady z doświadczeniem opozycyjnym, choć nigdy nie była widoczna na pierwszej linii. Z myślą o rezonansie zagranicznym do prezydium dokooptowano noblistkę Swiatłanę Aleksijewicz. Pisarka w przeszłości nie ukrywała dystansu wobec opozycji, choć krytykowała również Łukaszenkę, za co latami nie wydawano jej książek na Białorusi.
Robotników, którzy uratowali protesty, wychodząc na ulice w czwartek 13 sierpnia, i od których może zależeć dalszy los wystąpień, reprezentuje Siarhiej Dyleuski z komitetu strajkowego w produkującym traktory zakładzie MTZ. Prezydium uzupełnia dwoje prawników: reprezentujący Cichanouską Maksim Znak oraz Julija Ułasawa, jedna z najbardziej znanych prawniczek, partner działającej od 1990 r. kancelarii Ułasawa Michiel i Partniory. Do prezydium nie weszło kilku innych rozpoznawalnych członków Rady Koordynacyjnej, na czele z byłym więźniem politycznym Alesiem Bialackim, kierownikiem Wiosny, najważniejszej organizacji obrońców praw człowieka.
Poza Kawalkową i szeregowym członkiem Rady Jurasiem Hubarewiczem tradycyjnej opozycji w zasadzie brak. Na protestach regularnie pojawia się poeta, a przed dekadą kandydat na prezydenta Uładzimir Niaklajeu, a w siedzibie sztabu Cichanouskiej widzieliśmy dwóch innych rywali Łukaszenki z 2010 r. Alesia Michalewicza i Witala Rymaszeuskiego. Nie weszli oni jednak do Rady, a nowa opozycja unika skojarzeń z ludźmi, którym przez lata nie udało się zaktywizować Białorusinów tak, jak w ciągu kilku miesięcy zrobili to Babaryka i małżeństwo Cichanouskich (mąż Swiatłany, youtuber Siarhiej, jest uwięziony).
Wyraziste postacie tradycyjnej opozycji trafiły zawczasu do aresztu. Końcówkę kampanii, wybory i powyborcze protesty za kratami przesiedzieli lider BChD Pawieł Siewiaryniec i opozycjonista z ponad 20-letnim stażem Mikałaj Statkiewicz. W efekcie na pierwszej linii znaleźli się niemal wyłącznie nowi, umiarkowani przeciwnicy władz z otoczenia Cichanouskich i Babaryki, wzywający do dialogu i opowiadający się za zachowaniem związków z Rosją. Proeuropejska opozycja została rozbita 10 lat temu. Spośród jej liderów Alaksandr Milinkiewicz zajął się działalnością naukowo-społeczną, a Andrej Sannikau od ośmiu lat przebywa na emigracji.
Władze tymczasem rozpoczęły punktowe represje wobec opozycji. Siewiaryniec jest podejrzany o organizację zamieszek, za co grozi 15 lat więzienia. Dyleuski i Znak z Rady Koordynacyjnej zostali wezwani na przesłuchanie w charakterze świadków, a Łukaszenka grozi całej Radzie odpowiedzialnością karną, dając do zrozumienia, że jej wezwania do przekazania władzy opozycji mogą zostać uznane za próbę zamachu stanu. Jeden z przywódców strajku w wydobywczym gigancie Biełaruśkalij, Dzmitryj Kudzialewicz, zdołał uciec z przesłuchania w KGB i wyjechać na Ukrainę. Władze grożą odpowiedzialnością karną nawet szeregowym uczestnikom protestów.