Ukraińskie władze na razie bagatelizują problem. Twierdzą, że nacjonaliści do Gruzji raczej się nie przebiją. Przez Rosję jechać nie będą, a lotnicze bilety do Tblisi są dla nich po prostu za drogie.
Jednak, jak donosi "Niezawisimaja Gazeta", problem może być poważny. W werbowanie ochotników zaangażował się bowiem Dmitrij Korczinski, lider partii Braterstwo i szef skrajnie nacjonalistycznej grupy UNA-UNSO - jej członkowie brali udział w obozach szkoleniowych dla bojowników w Czeczenii i Abchazji.
W 2006 roku w Czeczenii Dmitrij Korczinski był zamieszany w sprawę werbowania najemników i ich udziału z wojnie czeczeńsko-rosyjskiej. Według śledczych, obywatele Ukrainy za walkę przeciw Rosjanom otrzymywali wtedy pieniądze.
Jak piszą dziennikarze "NG", tym razem władze Ukrainy nie widzą powodów do obaw i nie wierzą w to, że ochotnicy rzeczywiście polecą do Gruzji. Informator rosyjskich dziennikarzy dodaje: ochotnicy co prawda są, ale nie mają pieniędzy na to, żeby dostać się na Kaukaz. "Jak oni to zrobią. Jeśli polecą regularnymi rejsami, to zapłacą za bilet 400 dolarów amerykańskich. Dużo ludzi na to stać? Parę dziesiątek. Oto ich cała siła" - mówi informator "NG".
Na razie loty między Kijowem a Tblisi odbywają się normalnie. Nie zauważono wzrostu liczby pasażerów. Co ciekawe, do Kijowa nie przylatuje wielu uchodźców z Gruzji. Może mieszkańcy liczą na to, że konflikt wkrótce się zakończy.
"NG" dodaje jednak, że Ukraina de facto jest już wplątana w konflikt w Osetii. Ukraińscy politycy boją się, że kaukaski scenariusz powtórzy się na Krymie. Na razie deklarują, że nie dadzą Gruzji wsparcia wojskowego, ale obserwują z uwagą rozwój wypadków w Osetii Południowej.