"Nie wiemy, ile demonstracji trwa w tej chwili" - mówi telewizji CNN rzecznik ateńskiej policji. Płoną już centra Aten, Thessalonik, Larissy. Bandy chuliganów niszczą sklepy, podpalają śmietniki, samochody. Ranili już kilkadziesiąt osób, a straty idą w setki tysięcy dolarów.

Reklama

Funkcjonariusze starają się jedynie otoczyć centra miast, by lewicowcy uzbrojeni w kamienie i butelki z benzyną nie przenieśli się do innych dzielnic.

Władze zapowiadają, że wkrótce stłumią bunt i zamkną każdego, kto wyszedł na ulice niszczyć mienie. Jednocześnie premier Kostas Karamanlis zapowiada, że właściciele zniszczonych budynków i aut mogą liczyć tylko na ubezpieczenie, bo rządowych odszkodowań nie będzie. Ostrzegają też, że anarchiści w innych krajach mogą atakować greckie ambasady.

Chłopak był w grupie około 30 nastolatków, którzy obrzucili kamieniami radiowóz. Jeden z członków patrolu, 37-letni Epaminondas Korkoneas, wysiadł z wozu i zaczął strzelać w kierunku atakujących.

Zamieszki, które wybuchły po tym incydencie, objęły centrum stolicy oraz uniwersyteckie kampusy. Wokół ateńskiej politechniki zapłonęły samochody, pojemniki ze śmieciami, na ulicach pojawiły się barykady.