Dramat rozegrał się na pokładzie promu samochodowego, płynącego z Neapolu do Palermo. W chwili, gdy wybuchł pożar, pasażerowie rzucili się do łodzi ratunkowych, którymi próbowali przedostać się na inny prom, który akurat wypływał z portu w Palermo oraz na kuter straży przybrzeżnej, wysłany z portu na pomoc.
Na szczęście, mimo pożaru i gorączkowej ewakuacji, jedynie nieliczni pasażerowie zostali ranni. W Palermo hospitalizowano raptem pięć osób, w tym kobietę w ciąży. Na pokładzie pozostała jednak większość 35-osobowej załogi, starając się pomóc w gaszeniu ognia.
Dla wszystkich pasażerów nagły pożar na morzu był jednak mocnym przeżyciem. "W pewnej chwili ludzie zaczęli walić w drzwi naszych kabin, krzycząc, że mamy natychmiast wyjść na pokład" - mówił jeden z ocalałych w wywiadzie dla włoskiej telewizji. "Cały statek był wypełniony dymem i oddychanie w takich warunkach było naprawdę bardzo trudne" - podkreślał.
Przyczyna pożaru wciąż nie jest znana. Zapowiedziano w tej sprawie śledztwo.