Wyrok w tej głośnej sprawie zapadł ostatniego dnia marca tego roku. Porywaczy sąd skazał na kilkanaście lat więzienia, dwóch zabójców na dożywocie. Już kilka dni później jeden z nich - Sławomir Kościuk - popełnił samobójstwo. To nie była pierwsza śmierć w tej sprawie. Rok wcześniej powiesił się w celi herszt porywaczy - Wojciech Franiewski.

Reklama

Sprawa porwania Olewnika od początku była dziwna. Zaginął w 2001 roku. Od jego rodziców zażądano 300 tysięcy euro okupu. I chociaż dostali pieniądze, zabili swoją ofiarę. Porwanego syna biznesmena przez ponad dwa lata trzymali przykutego łańcuchami do ściany.

Przez ten czas ani policja, ani prokuratura nie potrafiła znaleźć porywaczy. Dopiero po zabiciu Olewnika schwytano ich i skazano. Śledztwo w tej sprawie prowadzono fatalnie. I nie ma już wątpliwości, że było to celowe działanie, bo ktoś z prokuratury i policji z pewnością współpracował wtedy z bandytami, pomagając im uniknąć wpadki. Przez wiele lat policja i prokuratura forsowaly tezę, że porwania nie było i je sfingowano.

Tymczasem porywaczami byli dawni policjanci. Może właśnie to było przyczyną fatalnego prowadzenia śledztwa. Teraz może się okazać, że skazany za zabójstwo Olewnika były policjant wyjdzie na wolność. Jak pisz "Gazeta Wyborcza", dziś albo jutro mają do Warszawy z Płocka przyjechać akta sprawy. A to dlatego, że siedzący w więzieniu mężczyzna chce się odwołać od wyroku. Jego apelacja przywraca tą bulwersującą sprawę na sądową wokandę.