Znieczulenie podczas porodu pozostanie, ale nie każda rodząca będzie mogła z niego skorzystać. Wiceminisetr zdrowia Marek Haber zapewnił, że znieczulenia były, są i będą refundowane. Ale tylko stosowane ze względów medycznych.

Reklama

"Refundacja wszystkich znieczuleń zewnątrzoponowych przy porodach nie jest możliwa" - twierdzi wiceminister. Resort wyliczył, że tylko co piąta rodząca potrzebuje znieczulenia ze względów medycznych.

Wiceminister zasugerował, że informacje o wycofaniu się resortu z refundacji znieczuleń, czy o prywatyzacji szpitali mają na celu źle nastawiać społeczeństwo do planowanej reformy służby zdrowia. Ale o tym, że budżetu nie stać na znieczulenia, a poza tym nie ma anestezjologów, żeby je aplikować mówiła DZIENNIKOWI osobiście minister Kopacz.

>>> Przeczytaj, co mówiła ministr Kopacz DZIENNIKOWI

Na decyzję ministerstwa być może wpłynęła powszechna krytyka ministerialnych zamiarów. Zarówno ginekolodzy, jak i organizacje kobiece nie zostawiły na pomyśle suchej nitki. Bo znieczulenie podczas porodu to nie fanaberia kobiety, a w wielu krajach - i to nie tylko tych najbogatszych - po prostu standard.

Reklama

Izabela Jaruga-Nowacka (Lewica) jako oburzającą określa wypowiedź minister zdrowia Ewy Kopacz, że budżetu państwa nie stać na refundację znieczulenia przy porodzie. Posłanka ma nadzieję, że minister zmieni zdanie w tej sprawie.

W opinii posłanki, nie może być tak, że w kraju, w którym kobiety i tak rodzą w trudnych warunkach, nie mają prawa do bezpłatnego znieczulenia przy porodach. "Te, które będzie stać na to, żeby zapłacić, będą mogły mieć takie znieczulenie. Kobiety niezamożne, nawet wtedy, kiedy to będzie potrzebne, tego znieczulenia nie dostaną" - podkreśliła posłanka Lewicy.