W końcu Madonna to nie byle wokalistka, a megagwiazda popu, której największe sukcesy opierały się na profanacji religijnych symboli, by wspomnieć namiętny pocałunek z czarnoskórym Jezusem w teledysku do "Like a Prayer". Jeśli dodamy do tego, że piosenkarka samozwańczo zaanektowała imię Matki Boskiej, żyje w nieformalnym związku z dużo młodszym modelem o imieniu Jesus, a do tego córkę nazwała Lourdes, to widać jak na dłoni, że mamy do czynienia z Nierządnicą Babilonu, która chce przeprowadzić frontalny atak na polski katolicyzm akurat w jedno z jego najważniejszych świąt.

Reklama

>>> Wałęsa protestuje, bo Madonna go obraża

Coś trzeba było z tym zrobić, misja ta została objawiona Marianowi Brudzyńskiemu, niegdyś członkowi LPR, a obecnie rycerzowi Fundacji Pro Polonia. Organizacja pana Brudzyńskiego zdołała już skutecznie zablokować wystawienie przed bydgoskim ratuszem spektaklu, w którym publiczność miała zadecydować SMS-ami o losie Jezusa Chrystusa. Wtedy się udało, no ale miły wieczorek z półamatorskim teatrem to nie organizowany za poważne złotówy koncert jednej z największych gwiazd pop na świecie. Marian Brudzyński, człowiek wielkiej wiary, postanowił jednak spróbować - ze swoim protestem uderzył zarówno do prezydenta Kaczyńskiego, prezydent Gronkiewicz-Waltz, jak i episkopatu Polski. Odpowiedział mu jedynie drugi człowiek wielkiej wiary, Lech Wałęsa, który potwierdził, że koncert Madonny to spisek samego szatana, i oświadczył, że jeśli Madonna przełoży swój koncert, on może nawet się z nią spotkać. Na miejscu Wałęsy nie szykowałbym jednak dodatkowej porcji jagnięcinki i ekstra miejsca przy stole. Owszem laureat Nagrody Nobla to człowiek ogromnej wiary, ale ja jakoś nie wierzę, że pani Ciccone wpadnie do niego, skruszona, 15 sierpnia na grilla.

>>> Nasi katolicy zniszczą Madonnie show

Rozumiem ludzi religijnych, których uczucia coś obraża i którzy o tym mówią, bo mają do tego niezbywalne prawo. Jednak aby z powodu swojego urażenia próbować zlikwidować przyczynę tegoż, potrzeba determinacji i wspomnianej już wielkiej wiary. Tej w narodzie nie brakuje - takich Brudzyńskich mamy nad Wisłą masę. Takim żarliwie wierzącym w swoje ideały człowiekiem jest na przykład Ryszard Nowak, szef Komitetu Obrony przed Sektami, który swego czasu rozpoznał w trzęsących się rękach Jerzego Owsiaka syndrom satanistycznego opętania. Nowak poświęcił całe swoje życie, aby w walce z sektami pacyfikować zloty wegetarian i zabronić występowania nad Wisłą każdemu zespołowi rockowemu, który gra ostrzej od Arki Noego. Ludźmi wielkiej wiary są również senatorowie PiS, którzy po obejrzeniu "Antychrysta" Von Triera postanowili zrobić wszystko, aby publiczna forsa nigdy w życiu nie została utopiona w kinematografii tego typu. Ludzi wielkiej wiary nie brakuje również po lewej stronie, by wspomnieć doktor Ewę Graczyk, która ostatnio zaproponowała na łamach "Krytyki Politycznej", aby z pieniędzy publicznych kupić "jakąś dzielnicę Warszawy", a następnie przekształcić ją w bliżej nieokreślony amalgamat "wolnościowo-queerowych squatów".

Reklama

>>> Zobacz, jak pracuje Madonna

Niestety, czego wierzący z każdej strony barykady nie widzą, ta wielka wiara kończy się zawsze kompletnym marnotrawstwem energii. Jedyne, co może wyjść z takich kowbojskich prób odwołania wielkiego widowiska, zablokowania dystrybucji filmu czy kupienia całej dzielnicy miasta, to kilka, tak potrzebnych w sezonie ogórkowym, nagłówków w gazetach i na portalach internetowych. A i to jedynie wtedy, gdy w całą aferę zaangażowana jest mniej lub bardziej gwiazda popkultury światowego formatu. Trudno to uznać jednak za sukces - koncert Madonny odbędzie się i tak tego dnia, którego ma się odbyć. Zdesperowany pan Brudzyński publicznie ogłosił, że ucieka się do tego, co jest ostatnią bronią człowieka wiary, czyli do modlitwy. Zbiorowej, na placu Bankowym, 15 sierpnia. Nam w tej sytuacji pozostaje już tylko modlić się o jak najmniejsze korki.