To on po prywatnej zabawie poprosił o odwiezienie go do domu radiowozem - do odległych o 85 km Siedlec. 28-letnia Justyna Zawadka i jej kolega 33-letni Tomasz Twardo zginęli, wracając na służbę.

Ojciec policjantki już od rana nerwowym krokiem przechadzał się po korytarzu warszawskiego sądu. Matka i siostra Justyny nie były wczoraj w stanie stawić się na rozpoczynającym się procesie. "Chciałam jechać, ale nie mam tyle siły, żeby patrzeć na tego, który wysłał moją siostrę po śmierć" - tłumaczyła drżącym głosem Anna Filipczak.

Reklama

Justyna dopiero zaczęła służbę. Była ambitna, ta praca była jej marzeniem. Choć skończyła zarządzanie, pewnego dnia rzuciła wszystko i włożyła mundur policjantki. Patrolowała Dworzec Centralny zaledwie od trzech miesięcy...- pisze "Fakt".

1 grudnia 2006 r. na komisariacie zjawił się tam Tomasz S., wówczas dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego w MSWiA. Podpity urzędnik poprosił o podwiezienie go domu do Siedlec, bo... uciekł mu pociąg. Jego znajomy Waldemar P., szef komisariatu, nie potrafił odmówić. Justynie i Tomaszowi kazał wziąć radiowóz. - przypomina "Fakt".

Reklama

"Jestem niewinny" - mówił wczoraj Tomasz S. w sądzie, stojąc plecami do zrozpaczonych krewnych nieżyjących funkcjonariuszy. "Współczuję rodzinie, mam nadzieję, że nienawiść do mnie przeminie". Nie było widać żadnej skruchy. Na pytanie oskarżyciela posiłkowego, czemu nie wezwał taksówki, by wrócić w nocy do domu, S. wypalił bez żenady: "Nie przyszło mi to do głowy".

"Nawet nie powiedział słowa <przepraszam>" - komentowali Henryk Zawadka i żona zmarłego policjanta Katarzyna Twardo.

"Gdybym mógł cofnąć czas, dałbym mu nawet dwa tysiące na taksówkę do domu" - denerwuje się ojciec Justyny Zawadki. "Praca policjanta nie polega na odwożeniu urzędników po imprezie, tylko na pomaganiu ludziom. To dlatego moja córka chciała założyć mundur..."

Reklama

"A teraz nasza córka leży pod ziemią" - mówi zapłakana Janina Zawadka.

Drugi z oskarżonych, były komendant komisariatu kolejowego Waldemar P., był przybity. Miał łzy w oczach. "Nie mam do niego pretensji, wykonał tylko polecenie wyższego rangą Tomasza S." - komentuje po rozprawie Henryk Zawadka, były wojskowy.