Na szczęście pijanego w sztok Igora Bielińskiego z Kancelarii Sejmu uratowali reporterzy dziennika. Odprowadzili w nocy do hotelu, mijając w drzwiach chwiejącego się szefa komisji, a posła Samoobrony, Janusza Wójcika. "To posłowie... mnie upili... To oni..." - bełkotał Bieliński.

A było to tak: środa, godz. 23, luksusowy hotel Warszawianki w Augustowie. Przy stoliku w barze siedzą posłowie komisji razem z Januszem Wójcikiem. Na stole mrożona wódka, piwo i wino. Zaczyna się libacja. Protokolant z Kancelarii Sejmu Igor Bieliński ostro pije. Tak samo jak inni jego koledzy z komisji. Ale najwyraźniej ma słabą głowę. Bo po jakimś czasie wstaje i wychodzi chwiejnym krokiem. Widocznie musi zaczerpnąć świeżego powietrza. Pada na twarz przed wyjściem z baru. Zasypia. Nikt z imprezowiczów nie zwraca uwagi na zniknięcie protokolanta. Wszyscy są już nieźle wstawieni.

Po kilku godzinach Bieliński budzi się i chce wstać. Ale co chwilę ląduje na ziemi. W końcu ledwo dociera do schodów prowadzących do jeziora. I nagle stacza się ze skarpy. Chce wejść do wody. W tym momencie do akcji wkraczają reporterzy FAKTU.

Pijackie balangi w Komisji Kultury Fizycznej i Sportu to już tradycja. Nie ma posiedzenia bez zakrapianej imprezy. Zimą wybrańcy narodu bawili się w Szczyrku, teraz zawitali na Podlasie. Na czele zawsze stoi Janusz Wójcik.

Jak bardzo poseł Wójcik kocha alkohol, pokazał już kilka miesięcy temu. Wsiadł pijany do auta i jeździł po torach tramwajowych w Warszawie. Miał wtedy prawie 1,5 promila alkoholu we krwi. Aby odkupić winy, w marcu informował, że z alkoholem koniec. Zapisał się do antyalkoholowej akcji "Lato bez procentów", która ma przestrzegać młodych przed nadużyciem alkoholu. Został nawet jedną z twarzy kampanii, która rusza już niedługo.

Tylko czy teraz poseł będzie miał odwagę reklamować bezalkoholowy styl życia?









Reklama