Bródno, wielkie warszawskie blokowisko. Jest godz. 8.00 rano. W przejeżdżającym ul. Wyszogrodzką autobusie, jeden z pasażerów krzyczy: "Z okna bloku zwisa dziecko". Chłopiec kurczowo trzyma się parapetu. Słabnie. Spada. Uderza w betonowy chodnik. Zbiegają się ludzie. Obok nieruchomego ciałka leży drugie martwe dziecko. Na miejscu natychmiast pojawiają się karetki, ale na reanimację jest już za późno. Bracia: 2-letni Damian N. oraz o rok starszy Konrad, zginęli na miejscu. Chłopcy mieszkali z matką i jej partnerem. Ich ojciec siedzi w więzieniu.
Policjanci natychmiast poszli do ich mieszkania. Widać było, że w nocy była tam impreza. Wszędzie walały się puszki po piwie. Piła też matka chłopców. W chwili zatrzymania miała we krwi 0,2 promila alkoholu. Gdy usłyszała co się stało, nogi się pod nią ugięły. Żeby zeznawać, musiała łyknąć silne środki uspokajające.
Okazało się, że Izabela B. jest recydywistką. Miesiąc wcześniej została skazana na rok więzienia w zawieszeniu na trzy, za to, że... pozostawiła chłopców bez opieki. Damian i Konrad zimą wychylali się przez okno. Mieli zginąć już wtedy.
Dokładnie nie wiadomo, jak dzieci runęły z ósmego piętra. Najprawdopodobniej bawiąc się, weszły na parapet po łóżeczku. Okno było częściowo otwarte. Straciły równowagę. Upadku z 25 metrów nie mogły przeżyć.