Nikt z bliskich nie wie, co wydarzyło się w życiu dziewczyny, że zdecydowała się na desperacki krok. Zszokowany jest proboszcz kościoła, w którym doszło do tragedii. Zwłaszcza, że znał ją doskonale. Monika była bardzo religijna.

Nastolatka po lekcjach odwiedziła przyjaciółkę. Nic nie wskazywało na to, że myśli o odebraniu sobie życia. Potem poszła do kościoła. Weszła do jednej z sal do katechezy, zamknęła drzwi od środka i powiesiła się.

"Zostawiła dwa listy. Oba były bardzo religijne. Pożegnała się w nich z rodziną i znajomymi, ale nie napisała, dlaczego postanowiła targnąć się na życie" - powiedział dziennikowi.pl Waldemar Czerski, psycholog z komendy policji w Elblągu.

Tragedia rozegrała się w czwartek. Policję zawiadomili zrozpaczeni dziadkowie, którzy opiekowali się dziewczyną. Nastolatka nigdy nie spóźniała się do domu. Gdy nie pojawiła się po lekcjach, zaczęli szukać jej na własną rękę. W końcu poszli na komendę.

Pewne na razie jest jedno - dziewczyna zabiła się sama. "Wykluczamy udział osób trzecich" - mówi Czerski.

To już drugie w ostatnich dniach samobójstwo nastolatki. Przed tygodniem 14-letnia Ania z Gdańska zabiła się po tym, jak została upokorzona przez piątkę swych rówieśników. Oprawcy rozebrali ją do naga i zhańbili podczas lekcji języka polskiego.