Pani Maria wiosną zobaczyła kundelka. Biegał po podwórkach, nie miał domu. Przygarnęła go, dała mu na imię Pucek. Od tej pory nie mogli żyć bez siebie. Chodzili na spacery, a piesek był szczęśliwy, że został uratowany od bezdomności.
Odwdzięczył się najlepiej jak potrafił. Tego dnia sąsiad pani Marii, Jerzy, wracał z działki. Usłyszał szczekanie. A w domu Pucek zachowywał się zawsze cicho, jak myszka! Szczekanie przerodziło się w skowyt. Pan Jerzy zaniepokoił się. Wziął drabinę i popchnął uchylone okno w kuchni. "Sąsiadka nie dawała znaku życia. Wezwałem policję" - mówi mężczyzna.
Funkcjonariusz wyważył drzwi i znalazł na podłodze nieprzytomną panią Marię. Doznała wylewu i straciła przytomność. Zabrało ją pogotowie. Pucek szalał z radości, bo wiedział, że jego pani jest uratowana. Kobieta została przewieziona do szpitala. Teraz będzie wracać do zdrowia. "Pucek to bohaterski pies. Gdyby nie on, Marysia by już nie żyła" - kiwa głową Barbara Karykowska, jej szwagierka.