Związkowiec twierdzi, że ma mocne dowody na poparcie swojej hipotezy: świadków, którzy potwierdzą jego słowa. Kluczem do rozwiązania zagadki są według Domagały metanometry, czyli specjalne czujniki mierzące ilość metanu. Powinny były uruchomić alarm w chwili, gdy stężenie gazu w powietrzu przekroczyło 2 proc. Jednak nie zadziałały. Dlaczego? Domagała mówi, że ustawiono je specjalnie w takim miejscu aby nie docierał do nich metan. Co pozwalało nie przerywać pracy pod ziemią i wyeliminowało kosztowne przestoje.

"Metanometry można oszukać w jeden sposób: montuje się je w prądach świeżego powietrza, wtedy urządzenie pokazuje stężenia niższe albo zerowe. Wiem, że czujnik, który był najbliżej miejsca, gdzie wykonywano prace, był przewieszany przez służby kopalniane w specjalnie wycinane dziury w lutniach - częściach wentylacji kopalnianej, przez które przepływa świeże powietrze w chodniku. Ja to mogę powiedzieć wprost!" - mówi DZIENNIKOWI Zbigniew Domagała.

"Czy mógł to ktoś zrobić specjalnie?" - pyta DZIENNIK. "Nie mógł, tylko robił! Ja mam świadków na to!" – przerywa zdenerwowany Domagała.