Bandyci zaczęli wieczór od imprezy. Herbert P. świętował w środę swoje 15. urodziny. Po południu spotkał się u koleżanki z o rok starszymi kolegami - Michałem C. i Adrianem D. Był alkohol i muzyka. Przed godz. 22 podpici małolaci wyszli z imprezy. Ruszyli na przystanek autobusowy przy Al. Zielenieckiej. W pewnym momencie dostrzegli przed sobą mężczyznę w wieku 25-30 lat. Zaczepili go. Zażądali, by oddał im swój telefon komórkowy.
Zaczął się dramat. Zaskoczony przechodzień zaczął uciekać przez ruchliwą ulicę. Bandyci dopadli go na środku jezdni. Zaczęli kopać i okładać pięściami. Mężczyzna, osłaniając się przed razami, błagał, by go zostawili. Ale bandyci dostali szału. Ich ofiara leżała, krwawiąc, a oni kopali ją po całym ciele. W końcu udało się im wyciągnąć komórkę z kieszeni pobitego - pisze "Fakt". Wtedy spokojnie wsiedli do stojącego na przystanku autobusu.
"Żaden z przejeżdżających kierowców nie zatrzymał się i nie pomógł napadniętemu. Ludzie stojący na pobliskim przystanku też nie kiwnęli palcem" - mówi "Faktowi" policjant prowadzący sprawę. Dopiero operator miejskiego monitoringu, który utrwalił przebieg napadu, wezwał radiowozy.
Ciężko pobity mężczyzna podniósł się na nogi. Oszołomiony, zaczął przechodzić przez czteropasmową jezdnię. Ruch na ulicy był spory. W stronę mężczyzny nadjeżdżały dwa samochody. Pierwszy zatrzymał się i przepuścił go. Drugi, jadący na pasie obok, nie zdążył wyhamować. Potworne uderzenie masywnego bmw wyrzuciło mężczyznę w powietrze. Przeleciał kilka metrów i z wielkim impetem uderzył o asfalt. Mimo natychmiastowej pomocy zmarł.
Mężczyzna nie miał dokumentów, jego tożsamości nie udało się na razie ustalić.
W tym czasie wezwani przez dyspozytora policjanci ruszyli w pościg za autobusem. Udało się ich złapać już na następnym przystanku. Okazało się, że dwóch z nich jest znanych policji. Najmłodszy Herbert P. (miał prawie 0,8 promila alkoholu) notowany był za pobicie, groźby, kradzież i jest pod nadzorem kuratora, który szuka dla niego ośrodka wychowawczego. Michał C. (15 l.) na koncie ma również chuligaństwo. Adrian D. (miał pół promila alkoholu) nie był dotąd notowany, ale to właśnie on był najbardziej agresywny podczas napadu - pisze "Fakt".
Mimo że doprowadzili do śmierci człowieka, dostali tylko zarzut rozboju. I wyszli na wolność. Czy nie powinni być sądzeni za rozbój i nieumyślne spowodowanie śmierci?