Wczoraj DZIENNIK napisał, że w śledztwie w sprawie śmierci dwójki policjantów z Warszawy - Tomasza Twardo i Justyny Zawadki, którzy utopili się w przydrożnym rowie po kraksie radiowozu - prokuratura popełniła błędy. Nie przesłuchała dwóch ważnych świadków: szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Władysława Stasiaka i jego zastępcy gen. Romana Polko.

Reklama

Obaj 2 grudnia zeszłego roku kilka godzin po zaginięciu policjantów kontaktowali się wielokrotnie z urzędnikiem MSWiA Tomaszem Serafinem, którego Twardo i Zawadka musieli odwieźć do domu w Siedlcach po tym, jak nie zdążył na pociąg z imprezy andrzejkowej. Musieli, bo takie polecenie wydał im komendant komisariatu kolejowego na Dworcu Centralnym Waldemar P., prywatnie znajomy Serafina. Dziś zarówno P., jak i były dyrektor w MSWiA czekają na proces dotyczący przekroczenia uprawnień.

DZIENNIKOWI udało się dowiedzieć, dlaczego do Tomasza Serafina dzwonił gen. Polko. Okazuje się, że Piotr Twardo, brat Tomasza, w sobotę 2 grudnia około 8 rano skontaktował się z wiceszefem BBN. Wiedział już, że jego brat nie wrócił z pracy do domu i że stało się coś nieoczekiwanego. Szukał pomocy. Obaj panowie - Polko i Piotr Twardo - znają się prywatnie. Gen. Polko postanowił działać - i dlatego zadzwonił zaraz potem do Tomasza Serafina. Tego dnia rozmawiali jeszcze dwukrotnie.

We wtorek generał przez swoją rzeczniczkę przekazał DZIENNIKOWI, że nie chce na ten temat mówić. Wczoraj po ukazaniu się tekstu tłumaczył, że jego odmowa to nieporozumienie. "Zadzwoniłem wtedy do Serafina przypadkowo. To jeden z nielicznych policjantów, których znam" - zapewnia Roman Polko. "Wcześniej zadzwonił do mnie brat zaginionego Tomasza Twardo, Piotr, z którym dobrze się znam, i poprosił o pomoc. A ja skontaktowałem się z Serafinem. I on powiedział mi, że sprawa dotyczy pośrednio jego. Co dokładnie mówił, nie pamiętam. Odpowiedziałem mu, że trzeba to dokładnie wyjaśnić i żeby zadzwonił do rodziny tego policjanta, która się niepokoi" - tłumaczy wiceszef BBN.

Reklama

Lepiej tę rozmowę pamięta Piotr Twardo, który właśnie od Polki dowiedział się prawdy - że jego brat tej nocy odwoził wysokiego urzędnika MSWiA do domu w Siedlcach. "Widać z tego, że Serafin musiał generałowi powiedzieć prawdę" - mówi Piotr Twardo w rozmowie z DZIENNIKIEM.

Nadal jednak pozostaje zagadką, o czym Tomasz Serafin mówił z Władysławem Stasiakiem, szefem BBN. Wczoraj napisaliśmy, że odbyli cztery rozmowy telefoniczne. Prokuraturze wystarczyło tłumaczenie Serafina, że rozmawiali tylko raz i tylko o sprawach służbowych.

Tymczasem billingi wskazują na cztery kontakty i kilka SMS-ów przeplatające się cały dzień. Prokurator prawdopodobnie nie wyłowił tej niezgodności zeznań z billingami, nie przesłuchał bowiem szefa BBN. Sam Stasiak, pytany przez DZIENNIK we wtorek o kontakty z Serafinem, nie odpowiedział, w środę także nie przerwał milczenia.

Reklama

W aktach śledztwa jest jeszcze kilka niezgodności. Otóż w dokumentach znajduje się lista jedenastu osób bawiących się z byłym urzędnikiem MSWiA w feralną noc. Wszyscy pracują w resorcie - przesłuchano tylko czterech z nich. Nie udało się także odtworzyć zapisu z monitoringu klubu, zatem prokurator nie może mieć pewności, czy lista jest pełna. Czy imprezowiczów nie należało jednak przesłuchać, podobnie jak Polki i Stasiaka?

Mecenas Mikołaj Pietrzak, prawnik z ramienia Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka reprezentujący żonę Tomasza Twardo, uważa, że tak. Bo bardziej istotne dla sprawy jest nie to, co wyjaśnia Serafin przesłuchiwany w prokuraturze, ale to, co powiedział na gorąco, kilka godzin po wydarzeniach w bezpośredniej rozmowie z zaufaną osobą, jaką był dla niego wtedy być może Roman Polko lub Władysław Stasiak. Ta rozmowa mogłaby się okazać kluczowa i wpłynąć na ocenę odpowiedzialności karnej Tomasza Serafina.

Pietrzak nie wyklucza złożenia wniosków o przesłuchanie w trakcie procesu świadków, którzy nie byli przesłuchiwani przez prokuraturę, ale o nazwiskach mówić nie chce.

O błędach w działaniu prokuratury mówi także znany warszawski adwokat, mecenas Jacek Kondracki. "Bez wątpienia należało panów Stasiaka i Polkę przesłuchać. To dla mnie oczywiste, zwłaszcza w sprawie tak wrażliwej jak ta. Bardzo możliwe, że te osoby rozmawiały o sprawach służbowych, ale żeby tak stwierdzić, należy wyeliminować inne możliwości. Jeśli są pytania, na które nie znam odpowiedzi, to pytam" - uważa adwokat. "Nie wiem, dlaczego prokuratura nie przeprowadziła przesłuchań. Można zakładać, że kierowało nią to, aby nie dotykać wysokich funkcjonariuszy, aby nie robić sobie kłopotu" - twierdzi Kondracki.



Komendant cały czas mnie okłamywał



DANIEL WALCZAK: Skąd dowiedział się pan, że brat odwoził urzędnika MSWiA do domu?

PIOTR TWARDO*: Pierwsze, co zrobiłem tego poranka, to zadzwoniłem do gen. Romana Polko, którego znam bardzo dobrze. I on, znając Serafina, zadzwonił do niego.



A co gen. Polko powiedział panu po rozmowie z Serafinem?

Że to nie była żadna misja, tylko odwożenie Serafina do domu, i żeby policja mi nie ściemniała. Nie pamiętam, jak dokładnie powiedział, ale to było w tym sensie - odwozili Serafina z imprezy do domu. Widać Serafin musiał generałowi powiedzieć prawdę. Gen. Roman Polko był jedyną osobą, która w tej sprawie udzieliła mi prawdziwych informacji, jedynym człowiekiem, któremu ufam.



Inni kłamali?

Ja tamtego ranka pojechałem około godz. 11 na komisariat kolejowy. Mówię, jak się nazywam, że jestem bratem Tomka i chcę rozmawiać z komendantem. Nie sprawdzili żadnych dokumentów, tylko kazali mi czekać, bo komendant jest zajęty. I tak czekałem, aż ktoś zauważył samochód stojący na postoju autobusów - a przyjechałem autem z naklejkami telewizji TVN. Zrobiło się wtedy zamieszanie, "skąd tu telewizja", a ja powiedziałem, że to ja przyjechałem. Dyżurny stanął na baczność prawie, zrobił się jakiś taki czerwony i wtedy nagle komendant się znalazł. I pierwsze jego słowa to, żebym nie mieszał do sprawy mediów, dla dobra śledztwa. Zażądałem wyjaśnień. A komendant mówi, że oni zostali wysłani z misją zleconą przez MSWiA - to były jego słowa. I że podczas tego zadania zaginęli.



Pan już wiedział, że to nieprawda.

Powiedziałem: "co mi pan pier..., to była prywata", ja już wiedziałem wtedy od generała, że pojechali odwieźć Serafina po balandze do domu do Siedlec. A na to komendant: "skąd pan to wie?". I dalej gadka szmatka. Obejrzeliśmy szafkę Tomka, a tam kabura, mundur, radiostacja. Pytam się, na jaką misję pojechał brat bez broni, bez stacji? A komendant na to, że właśnie nie wie, jak to się stało, i dalej mi ściemnia.



Zeznał pan o tym w prokuraturze?

Tyle osób przesłuchiwali, a mnie nie. Nawet z policji nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał. Do dzisiaj nikt.





























*Piotr Twardo - brat tragicznie zmarłego policjanta