Marcin Dubieniecki i kancelaria jego ojca reprezentowali interesy skazanego na ponad 11 lat więzienia Krzysztofa S. W jego imieniu sporządzili m.in. pismo z prośbą o zastosowanie łaski przez prezydenta - pisze "Super Express".

Reklama

"Dubieniecki sprawiał wrażenie pewnego siebie. Od samego początku zapewniał mnie, że dzięki tym pismom wyjdę na wolność" - opowiada tabloidowi Krzysztof S. W sumie dokumentów było kilka, a wszystkie skazany wysyłał do Kancelarii Prezydenta.

"Do kancelarii wpłynęły prośby o ułaskawienie pana Krzysztofa S. które zostały na podstawie art. 565 par. 2 k.p.k. przekazane prokuratorowi generalnemu w celu nadania im biegu zgodnie z art. 561 k.p.k. Dotychczas do nas nie wpłynął stosowny wniosek prokuratora generalnego wraz z aktami i opinią sądu" - potwierdza biuro prasowe Kancelarii Prezydenta.

Faktem jest, że do tej pory Krzysztof S. nie został ułaskawiony. Faktem jest równie że Dubienieccy zainkasowali za swoje usługi naprawdę dużą sumę. Jak podlicza "Super Express", za godzinę pracy liczyli 350 złotych, a tych godzin naliczyli 58. W sumie dostali ponad 20 tysięcy złotych. Dokumentują to wystawione przez nich faktury.

Ojciec Dubienieckiego nie chciał rozmawiać z gazetą o tej sprawie. Pytał: "Skąd o tym wiecie?"

Mąż Marty Kaczyńskiej okazał się rozmowniejszy, ale na antenie TOK FM. "To kolejny żenujący artykuł. Nie wyrażam zdziwienia, bo pojawia się on w momencie, w którym próbuje się odwrócić uwagę od rzeczy ważnych, które są w państwie, poprzez zaśmiecanie pierwszych stron gazet informacjami, które nie mają żadnego znaczenia" - podkreślił.

Jednak mecenas Piotr Kruszyński mówi gazecie, że dla niego nie ulega wątpliwości, iż w działaniach Marcina Dubienieckiego był konflikt interesów.

>>>Przeczytaj więcej w "Super Expressie".